Rozdział ten jest dedykowany mojej kochanej Fedemile Forever!! Mam nadzieję że ci się spodoba nieogarze :P
Violetta
Obudziłam się ze strasznym bólem pleców.W sumie to się nie dziwie skoro spałam na podłodze.Na całe szczęście nie padało aż tak "bardzo".Tak...tylko co my teraz zrobimy?Może znajdę jakiegoś tarzana i będę się z nim huśtała po drzewach??Tak,mój plan na przyszłość...Muszę obudzić Camilę i idziemy przed siebie,nie możemy zwlekać.
-Camila!!Budź się!!!-wrzasnęłam jej do ucha.
-Violetta!Nie wrzeszcz tak!!!
-Okej , sorki ale musimy już iść.
-Gdzie?
-Gdzieś-odpowiedź na poziomie Thomasa :P.
-Czyli....
-Czyli przed siebie,w końcu gdzieś dojdziemy.
-Ale mi się tak nie chce iść...-powiedziała a ja od razu zamroziłam ją wzrokiem i w jednej chwili szybciutko wstała i poszła za mną.Na całe szczęście w nocy nie było zimno,ponieważ w naszych "lekko"podartych ciuchach nie byłoby dobrze.
Godzinę później...
-Daleko jeszcze?
-Nie mam pojęcia!Myślisz że tylko ty jesteś zmęczona?
-Violetta, uspokój się,ja nie chciałam cie zdenerwować.
-Wiem,przepraszam,ale ja po prostu już nie daje siły,od kilku dni jadłam tylko chleb,jestem daleko od wszystkich-po moich policzkach coraz szybciej zaczęły lecieć łzy.
-Hej,przecież nie jesteś sama!Masz mnie,przyjaciółkę,i pamiętaj,siedzimy w tym lesie razem.
-Dziękuje.
-Nie ma za co a teraz chodźmy-powiedziała.
Po kilku minutach marszu znalazłyśmy jakąś starą stacje benzynową więc po chwili zastanowienia weszłyśmy do niej by zadzwonić po pomoc.
-Dzień dobry,jest tu ktoś?-zawołała Cami,lecz nie usłyszałyśmy odpowiedzi.
-Przepraszam,my chcemy tylko zadzwonić.-powiedziałam,lecz nikt nie odpowiedział.
-Tutaj jest pusto,nikogo nie ma,ale....widzę telefon!
-No tak ale przecież nie możemy...
-A widzi cię tu ktoś?
-Nie..
-A więc daj spokój,ja zadzwonię.-powiedziała rudowłosa.
-Ok.
Dziewczyna już wykręcała numer na policję gdy nagle do sklepu wpadł jakiś dziadek.
-A co wy tu smarkule robicie???Wynocha natychmiast,chyba że chcecie coś kupić,bo jak nie to na policję dzwonię.
-Nie,nie,my chciałyśmy tylko zadzwonić.
-Tylko,a później co?Może odjechać na mojej koparce?Nie nie,natychmiast się stąd wynoście gnojki!!
-Ale my naprawdę musimy zadzwonić!
-Dupa nie zadzwonić!Do widzenia paniom!-powiedział a my oburzone wyszłyśmy.
-No i co my teraz zrobimy?
-Nie mam pojęcia...
Nagle obok nas przejechał samochód z wielką prędkością,zaczęłyśmy biec aż w końcu się zatrzymał a my do niego wsiadłyśmy.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy.
-Poczekaj,poczekaj,to znowu wy?!?!Nie no ja nie wytrzymam!Wy prawie zabiłyście mi chłopaka!!
-To było dawno i nieprawda,z resztą jak nie chcesz jechać to nikt cię tu nie trzyma!
-Violetta,to nasz ostatnia szansa żeby się stąd wydostać!Musisz wytrzymać z tymi lalami-krzyknęła Cami nie zwracając na to że to wszystko słyszy Emma i Sophie.
-Okej,wiesz,może lepiej będzie jeżeli się prześpię.
-Oki.
Zamknęłam swoje powieki i próbowałam usnąć,móc przez chwilkę odpocząć od tych porywań,lasu ale oczywiście dwie panieneczki nie mogły mi na to pozwolić ponieważ postanowiły śpiewać na cały głos piosenkę Justina Biebera.
-Llaalala
-Możecie się zamknąć!?-krzyknęłam.
-Nie zapominaj że to nasze auto.
-Racja,a skąd wy w ogóle wzięłyście benzynę?
-Śpiewałyśmy tak głośno że przyszedł do nas leśniczy i nam pomógł.
-To tutaj był leśniczy???A my spałyśmy w lesie,po prostu bosko!
-Ale już się nie martw,aż do końca swych dniiiii!!!!Naucz się tych dwóch!!!Radosnych słów!!!Hakuna matata -fałszowały dalej..
-Dziewczyny,wy tak ogólnie jedziecie w dobrą stroną?
-Tak już niedługo będziemy w Ba!!
-Nawet nie wiecie jak się cieszę-powiedziałam po czym poczułam,że robię się coraz bardziej senna i w pełni oddałam się Morfeuszowi...
-Viola!!Wstawaj!-krzyknęła Cams.
-Co się stało?
-Nic oprócz tego,że jesteśmy w Buenos Aires!!
-Aaaaa!!-natychmiast wybiegłam z samochodu i ruszyłam w stronę domu Leona.Stałam pod jego drzwiami i pukałam,lecz to na marne.Postanowiłam nie czekać dłużej tylko wejść do jego domu jak też zrobiłam..Od razu poleciałam do JEGO pokoju,i stanęłam w drzwiach jak wryta,nie mogłam powstrzymać łez.
-Violetta!?
-Leon!-bez chwili zastanowienia się na niego rzuciłam,a on złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.Tak mi tego brakowało!Tego spojrzenia,przez które się rumieniłam,tej boskiej fryzurki którą ustawia na żelu tylko dla mnie,tych ramion które gdy mnie obejmują sprawiają że cały świat nie istnieje,że jesteśmy tylko my i nasza miłość,tak też się czułam teraz,tak jakbym latała pośród chmur wiedząc że ON jest obok,wiedząc że mam że mam osobę która mnie kocha,wiedząc że mam Leona.W tej chwili słowa nie są nam potrzebne,wystarcza to,że pomimo tylu dni rozłąki nasza miłość przetrwała.
-Kocham cię-wyszeptał mi brunet ledwo słyszalnie.
-Ja ciebie też,nawet nie wiesz jak bardzo.
-Tak strasznie się o ciebie martwiłem.Poczekaj,poczekaj,masz podarte ubrania,zaraz dam ci moją bluzę-powiedział brunet i zniknął w swojej garderobie wracając z błękitną bluzą,którą założyłam,miała jego zapach,ten boski zapach który jest niepowtarzalny,,nigdzie indziej go nie znajdę,jest jedyny tak jak jego właściciel.
-Violuś,jesteś rozpalona,zaraz dam ci jakieś tabletki.
-Dziękuje.
-Za co?
-Za to że jesteś.
-To ja dziękuje tobie,że mogłem spotkać tak idealną dziewczynę-powiedział mój ukochany a ja lekko się zarumieniłam.
-Proszę.
-Co to?
-Tabletki,powinno ci przejść-pokiwałam głową i połknęłam je.
-Leoś,zawieziesz mnie do domu??Mój ojciec na pewno się Bardzo denerwuje...
-No właśnie,twój tato...
-Co z nim??-zapytałam przejęta,boję się że mógł sobie coś zrobić.
-On jest w psychiwernimutykutyermk...-powiedział niewyraźnie.
-Leon!Gdzie jest mój ojciec??!
-On jest w psychiatryku.Kiedy dowiedział cię że cię porwano...
-Co zrobił?!Błagam,powiedz!
-A więc dwa dni temu stracił nadzieję,wziął piłę mechaniczną,wkradł się do biedronki,rozwalił stoisko z alkoholem a następnie ukradł 3 kg żelków krzycząc że skoro ty nie możesz ich jeść to nikt nie może.Później próbował wywiercić tą piłą tunel by się wydostać,lecz gdy mu się nie udało zaczął obrażać wszystkich klientów od "lipnych kupców psychotropów" a kasjerkę nazwał lezbą i zaczął jej śpiewać "wszystkiego naj,mówię ci baj,abraka kadabra twa twarz to masakra"-powiedział na jednym wdechu a ja mimowolnie zaczęłam płakać.
-Violu,nie płacz,wszystko będzie dobrze.
-Jak ku*wa może być dobrze?!Zostałam porwana,moja matka nie żyje,a mój ojciec wylądował w psychiatryku!
-Po pierwsze jakimś cudem uciekłaś i jesteś teraz ze mną,po drugie twoja mama nie żyje,lecz musisz się z tym pogodzić,my kiedyś też umrzemy,lecz kiedyś,gdzieś na szczycie góry,wszyscy razem spotkamy się,a po trzecie twój tato nie długo wyjdzie z psychiatryka i wszystko będzie git,pamiętaj o tym.A tak ogólnie to przecież mam znajomości w psychiatryku to na pewno pomoże!
-Dziękuje,mogłabym dziś przenocować u ciebie?
-Nie możesz,ty musisz!A ogólnie to jak się wydostałyście?
-Byłam zamknięta w jakiejś piwnicy,gdy nagle trafiła do mnie Camila,razem znalazłyśmy inne drzwi.
-Były otwarte?
-Nie,ale Thomas to taki idiota,że schował klucze pod wycieraczką.
-A skąd wiesz że Thomas to idiota??
-Ponieważ kiedy mieszkałam w Madrycie,on ubzdurał sobie że jestem jego dziewczyną i mnie prześladował.
-Wsółczuję.
-Ale kocie,przecież ty miałeś poważny wypadek,co z tobą,wszystko dobrze?
-Tak,najważniejsze że ty jesteś cała
-O nie!Mi tam się nic nie stało,a ty prawie umarłeś,powinieneś odpoczywać!-powiedziałam stanowczo.
-No dobrze pani doktor...-już chciał mnie pocałować gdy nagle odgarnął moje pasemko które zasłaniało ranę.
-Kochanie,dlaczego mi nie powiedziałaś?!
-Ale czasu byś nie cofnął,a tak tylko się martwisz.
-Ja się tylko martwię o ciebie,nie chce byś była nieszczęśliwa.
-Jeżeli jesteś obok mnie to niemożliwe.
-Okej,a teraz daj tą ranę,przemyje ci ją.
-Tylko szybko!-krzyknęłam kiedy odchodził po apteczkę.
-Powiedz jeżeli będzie bolało.
-Auć!-pisnęłam a Leoś delikatnie mnie pocałował co mnie uspokoiło.Po skończonej "akcji" podzięowałam mu serdecznie.
-To co robimy?-spytałam.
-Nie wiem jak ty,ale ja jestem strasznie głodny,może zrobimy coś do jedzenia?
-Oki-odpowiedziałam ciąnąc chłopaka do kuchni - A więc na co ma ochotę mój misiek?
-Na arbuzowe lody z bitą śmietaną!
-Już się robi!A masz arbuzowe lody?
-Nie!
-A masz jakiekolwiek lody?
-Nie.
-A Masz zielone misie-żelki??
-Tak,a po co ci one??
-Do mojego specjału.A więc na początek bierzesz tę żelkę.
-Taak.
-I polewasz ją dużą ilością bitej śmietany.Danie "Polarny miś na chmurce" gotowe!
-Ależ ty pomysłowa...
-W takim razie zjem ją sama!-krzyknęłam i zaczęłam uciekać a brunet mnie gonił.Szybko pobiegłam do łazienki po czym włączyłam prysznic i oblałam bruneta,ale on nawet się nie odezwał tylko poszedł do kuchni,więc ja pobiegłam za nim.
-Leon?!Przepraszam,zrobiłam coś nie tak-powiedziałam lecz zamiast odpowiedzi dostałam mąką w twarz,więc wzięłam bitą śmietanę i psiknęłam mu prosto w twarz.Śmialiśmy się do końca dnia,i za to właśnie go kocham,za to,że przy nim znikają wszystkie problemy...
******
Rozdział wyszedł nawet długi i szczerze to jeden z niewielu rozdziałów na moim blogu które mi się podobają.
Piszcie w komkach jakie wrażenia i mam pytanko :
a) czy chcecie różne zabawy np.wykreślanki?
b) czy chcecie OS ??
c) czy jest coś w moim opowiadaniu co mogłabym zmienić np: mniej was ogłupiać moimi idiotycznymi
mądrościami :P
PS: Bardzo wam dziękuje za ponad 2 000 wyświetleń kochani !! <3
-Dzień dobry,jest tu ktoś?-zawołała Cami,lecz nie usłyszałyśmy odpowiedzi.
-Przepraszam,my chcemy tylko zadzwonić.-powiedziałam,lecz nikt nie odpowiedział.
-Tutaj jest pusto,nikogo nie ma,ale....widzę telefon!
-No tak ale przecież nie możemy...
-A widzi cię tu ktoś?
-Nie..
-A więc daj spokój,ja zadzwonię.-powiedziała rudowłosa.
-Ok.
Dziewczyna już wykręcała numer na policję gdy nagle do sklepu wpadł jakiś dziadek.
-A co wy tu smarkule robicie???Wynocha natychmiast,chyba że chcecie coś kupić,bo jak nie to na policję dzwonię.
-Nie,nie,my chciałyśmy tylko zadzwonić.
-Tylko,a później co?Może odjechać na mojej koparce?Nie nie,natychmiast się stąd wynoście gnojki!!
-Ale my naprawdę musimy zadzwonić!
-Dupa nie zadzwonić!Do widzenia paniom!-powiedział a my oburzone wyszłyśmy.
-No i co my teraz zrobimy?
-Nie mam pojęcia...
Nagle obok nas przejechał samochód z wielką prędkością,zaczęłyśmy biec aż w końcu się zatrzymał a my do niego wsiadłyśmy.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy.
-Poczekaj,poczekaj,to znowu wy?!?!Nie no ja nie wytrzymam!Wy prawie zabiłyście mi chłopaka!!
-To było dawno i nieprawda,z resztą jak nie chcesz jechać to nikt cię tu nie trzyma!
-Violetta,to nasz ostatnia szansa żeby się stąd wydostać!Musisz wytrzymać z tymi lalami-krzyknęła Cami nie zwracając na to że to wszystko słyszy Emma i Sophie.
-Okej,wiesz,może lepiej będzie jeżeli się prześpię.
-Oki.
Zamknęłam swoje powieki i próbowałam usnąć,móc przez chwilkę odpocząć od tych porywań,lasu ale oczywiście dwie panieneczki nie mogły mi na to pozwolić ponieważ postanowiły śpiewać na cały głos piosenkę Justina Biebera.
-Llaalala
-Możecie się zamknąć!?-krzyknęłam.
-Nie zapominaj że to nasze auto.
-Racja,a skąd wy w ogóle wzięłyście benzynę?
-Śpiewałyśmy tak głośno że przyszedł do nas leśniczy i nam pomógł.
-To tutaj był leśniczy???A my spałyśmy w lesie,po prostu bosko!
-Ale już się nie martw,aż do końca swych dniiiii!!!!Naucz się tych dwóch!!!Radosnych słów!!!Hakuna matata -fałszowały dalej..
-Dziewczyny,wy tak ogólnie jedziecie w dobrą stroną?
-Tak już niedługo będziemy w Ba!!
-Nawet nie wiecie jak się cieszę-powiedziałam po czym poczułam,że robię się coraz bardziej senna i w pełni oddałam się Morfeuszowi...
-Viola!!Wstawaj!-krzyknęła Cams.
-Co się stało?
-Nic oprócz tego,że jesteśmy w Buenos Aires!!
-Aaaaa!!-natychmiast wybiegłam z samochodu i ruszyłam w stronę domu Leona.Stałam pod jego drzwiami i pukałam,lecz to na marne.Postanowiłam nie czekać dłużej tylko wejść do jego domu jak też zrobiłam..Od razu poleciałam do JEGO pokoju,i stanęłam w drzwiach jak wryta,nie mogłam powstrzymać łez.
-Violetta!?
-Leon!-bez chwili zastanowienia się na niego rzuciłam,a on złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.Tak mi tego brakowało!Tego spojrzenia,przez które się rumieniłam,tej boskiej fryzurki którą ustawia na żelu tylko dla mnie,tych ramion które gdy mnie obejmują sprawiają że cały świat nie istnieje,że jesteśmy tylko my i nasza miłość,tak też się czułam teraz,tak jakbym latała pośród chmur wiedząc że ON jest obok,wiedząc że mam że mam osobę która mnie kocha,wiedząc że mam Leona.W tej chwili słowa nie są nam potrzebne,wystarcza to,że pomimo tylu dni rozłąki nasza miłość przetrwała.
-Kocham cię-wyszeptał mi brunet ledwo słyszalnie.
-Ja ciebie też,nawet nie wiesz jak bardzo.
-Tak strasznie się o ciebie martwiłem.Poczekaj,poczekaj,masz podarte ubrania,zaraz dam ci moją bluzę-powiedział brunet i zniknął w swojej garderobie wracając z błękitną bluzą,którą założyłam,miała jego zapach,ten boski zapach który jest niepowtarzalny,,nigdzie indziej go nie znajdę,jest jedyny tak jak jego właściciel.
-Violuś,jesteś rozpalona,zaraz dam ci jakieś tabletki.
-Dziękuje.
-Za co?
-Za to że jesteś.
-To ja dziękuje tobie,że mogłem spotkać tak idealną dziewczynę-powiedział mój ukochany a ja lekko się zarumieniłam.
-Proszę.
-Co to?
-Tabletki,powinno ci przejść-pokiwałam głową i połknęłam je.
-Leoś,zawieziesz mnie do domu??Mój ojciec na pewno się Bardzo denerwuje...
-No właśnie,twój tato...
-Co z nim??-zapytałam przejęta,boję się że mógł sobie coś zrobić.
-On jest w psychiwernimutykutyermk...-powiedział niewyraźnie.
-Leon!Gdzie jest mój ojciec??!
-On jest w psychiatryku.Kiedy dowiedział cię że cię porwano...
-Co zrobił?!Błagam,powiedz!
-A więc dwa dni temu stracił nadzieję,wziął piłę mechaniczną,wkradł się do biedronki,rozwalił stoisko z alkoholem a następnie ukradł 3 kg żelków krzycząc że skoro ty nie możesz ich jeść to nikt nie może.Później próbował wywiercić tą piłą tunel by się wydostać,lecz gdy mu się nie udało zaczął obrażać wszystkich klientów od "lipnych kupców psychotropów" a kasjerkę nazwał lezbą i zaczął jej śpiewać "wszystkiego naj,mówię ci baj,abraka kadabra twa twarz to masakra"-powiedział na jednym wdechu a ja mimowolnie zaczęłam płakać.
-Violu,nie płacz,wszystko będzie dobrze.
-Jak ku*wa może być dobrze?!Zostałam porwana,moja matka nie żyje,a mój ojciec wylądował w psychiatryku!
-Po pierwsze jakimś cudem uciekłaś i jesteś teraz ze mną,po drugie twoja mama nie żyje,lecz musisz się z tym pogodzić,my kiedyś też umrzemy,lecz kiedyś,gdzieś na szczycie góry,wszyscy razem spotkamy się,a po trzecie twój tato nie długo wyjdzie z psychiatryka i wszystko będzie git,pamiętaj o tym.A tak ogólnie to przecież mam znajomości w psychiatryku to na pewno pomoże!
-Dziękuje,mogłabym dziś przenocować u ciebie?
-Nie możesz,ty musisz!A ogólnie to jak się wydostałyście?
-Byłam zamknięta w jakiejś piwnicy,gdy nagle trafiła do mnie Camila,razem znalazłyśmy inne drzwi.
-Były otwarte?
-Nie,ale Thomas to taki idiota,że schował klucze pod wycieraczką.
-A skąd wiesz że Thomas to idiota??
-Ponieważ kiedy mieszkałam w Madrycie,on ubzdurał sobie że jestem jego dziewczyną i mnie prześladował.
-Wsółczuję.
-Ale kocie,przecież ty miałeś poważny wypadek,co z tobą,wszystko dobrze?
-Tak,najważniejsze że ty jesteś cała
-O nie!Mi tam się nic nie stało,a ty prawie umarłeś,powinieneś odpoczywać!-powiedziałam stanowczo.
-No dobrze pani doktor...-już chciał mnie pocałować gdy nagle odgarnął moje pasemko które zasłaniało ranę.
-Kochanie,dlaczego mi nie powiedziałaś?!
-Ale czasu byś nie cofnął,a tak tylko się martwisz.
-Ja się tylko martwię o ciebie,nie chce byś była nieszczęśliwa.
-Jeżeli jesteś obok mnie to niemożliwe.
-Okej,a teraz daj tą ranę,przemyje ci ją.
-Tylko szybko!-krzyknęłam kiedy odchodził po apteczkę.
-Powiedz jeżeli będzie bolało.
-Auć!-pisnęłam a Leoś delikatnie mnie pocałował co mnie uspokoiło.Po skończonej "akcji" podzięowałam mu serdecznie.
-To co robimy?-spytałam.
-Nie wiem jak ty,ale ja jestem strasznie głodny,może zrobimy coś do jedzenia?
-Oki-odpowiedziałam ciąnąc chłopaka do kuchni - A więc na co ma ochotę mój misiek?
-Na arbuzowe lody z bitą śmietaną!
-Już się robi!A masz arbuzowe lody?
-Nie!
-A masz jakiekolwiek lody?
-Nie.
-A Masz zielone misie-żelki??
-Tak,a po co ci one??
-Do mojego specjału.A więc na początek bierzesz tę żelkę.
-Taak.
-I polewasz ją dużą ilością bitej śmietany.Danie "Polarny miś na chmurce" gotowe!
-Ależ ty pomysłowa...
-W takim razie zjem ją sama!-krzyknęłam i zaczęłam uciekać a brunet mnie gonił.Szybko pobiegłam do łazienki po czym włączyłam prysznic i oblałam bruneta,ale on nawet się nie odezwał tylko poszedł do kuchni,więc ja pobiegłam za nim.
-Leon?!Przepraszam,zrobiłam coś nie tak-powiedziałam lecz zamiast odpowiedzi dostałam mąką w twarz,więc wzięłam bitą śmietanę i psiknęłam mu prosto w twarz.Śmialiśmy się do końca dnia,i za to właśnie go kocham,za to,że przy nim znikają wszystkie problemy...
******
Rozdział wyszedł nawet długi i szczerze to jeden z niewielu rozdziałów na moim blogu które mi się podobają.
Piszcie w komkach jakie wrażenia i mam pytanko :
a) czy chcecie różne zabawy np.wykreślanki?
b) czy chcecie OS ??
c) czy jest coś w moim opowiadaniu co mogłabym zmienić np: mniej was ogłupiać moimi idiotycznymi
mądrościami :P
PS: Bardzo wam dziękuje za ponad 2 000 wyświetleń kochani !! <3
Matko, jesteś cudowna!
OdpowiedzUsuńNieźle się uśmiałam <333
Kocham twoje opowiadanie i ciebie oczywiście też 💗
Dzięki :D
UsuńJa też cię koffam <3
Znowu padłam ze śmiechu i za to kocham twoje cudowne opowiadanko
OdpowiedzUsuńDobrze, że Violetta i Camila już są wolne i bezpieczne. No i Leonetta wreszcie jest razem i już nic im nie grozi
Wymienienie wszystkich najlepszych fragmentów z tego rozdziału jest zbyt trudne. German z piłą w biedronce!!! Hahaahah no i te pustaki śpiewające Hakuna Matata. Albo ten dziadek ze stacji benzynowej! Mówiłam że trudno będzie wybrać. Masz zbyt wielką wyobraźnię i poczucie humoru, podziel się.
No i dziękuję za dedykację <3 I cieszę się, że mogłam napisać setny komentarz. Pozdrawiam i czekam na następne rozdziały <3
Dziękuje :*
UsuńGerman jeszcze będzie "troszkę" psychiczny ale na razie cś!!
Chętnie bym się podzieliła ale nie mam czym...
Papatki :P