poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 25 ~O tobie nie da się zapomnieć!!

Violetta

 -Leon!Zrób coś!
-Ale co?!
-Uciekaj!
-Okej!-krzyknął i zaczął jechać.-Drzewo!
-Zatrzymaj się!
-Ale jak?
-No nie wiem!!!Wycofaj się!Yyyy...zrób coś!No pięknie!!-krzyknęłam.No ale jak wy byście się zachowali gdyby właśnie goniła was policja i razem ze swoim chłopakiem uciekacie traktorem i wjechaliście w drzewo?Teraz ta sytuacja wydaje mi się zabawna jak tak o tym pomyślałam!Hueh...zaczęłam się śmiać na cały głos!
-Viola?!Co ci?
-No bo pomyśl?Komu innego takie coś się przytrafiło?Chyba nikomu!I za to cię kocham!
-Ja ciebie też kocham!A teraz uciekamy!-krzyknął i wcisnął gaz do dechy.Przy okazji troszkę zdemolował...wszystko,no może nie do końca,w sumie to tylko okoliczną przyrodę,radiowóz,kilka drzew i do tego robi to ze śmiechem!
-Jest!Uciekliśmy im!-krzyknął uradowany!
-A co to za brama?-spytałam.
-O boże...no to wpadliśmy...bądź twarda!-powiedział mi i wjechał z całej siły w bramę.
-Udało się!-krzyknęłam lecz później zmieniłam swoje zdanie.Zrozumiałam że wpadliśmy do rzeki.Leon szybko otworzył drzwi i pomógł mi wyjść,a raczej wypłynąć z traktoru który jest już pod wodą....Niestety na brzegu czekała już na nas policja.Wsiedliśmy do radiowozu i jechaliśmy w milczeniu na komendę.Czasami tylko patrzyłam na Leona który puszczał mi oczka i po prostu nie mogłam powstrzymać się od śmiechu!
-Leon Verdas?!Znowu?Ach...nic się nie nauczyłeś?Ty nadal nieogarnięty...-powiedział komisarz na sali przesłuchań.
-A  ty nadal żyjesz przeszłością?Już myślałem, że  zapomniałeś...
-O tobie nie da się zapomnieć...w końcu to ty z kolegami otwarłeś klatki do małp i chciałeś się z nimi bić...-co?Boże...z kim ja chodzę?Aa...z chłopakiem z moich snów...
-To było dawno!
-Trzy miesiące temu!A teraz jeszcze swoją dziewczynę nakłaniasz do przestępstw??
-Ale my przecież nic nie zrobiliśmy!
-Jesteście tego pewni?! Verdas...masz duże szczęście że jesteś moim bratankiem!
-To to jest twój wujek?-zapytałam mojego chłopaka.
-Niestety.-Jestem Peter Verdas.Takie dobre nazwisko...szkoda że ty je masz!Zdajesz sobie sprawę  ile razy musiałem za ciebie oczami świecić?
-Ha ha ha!Ja po prostu nadaje całej rodzinie charakteru.
-Ta...ale muszę przyznać że jesteś strasznie podobny do ojca.Z wyglądu i z charakteru.
-Zgaduję że mój ojciec był najpopularniejszym i najprzystojniejszym chłopakiem w szkole!
-Ależ ty skromny!Po prostu cały ojciec!Denerwujesz mnie chłopaczku tak samo jak on!
-Ach...a kiedy będziemy mogli stąd wyjść?-zapytał Leon.
-Jeszcze tylko chwila,ale wiedzcie że kara będzie!
-Jaka?-zapytałam przerażona,ja nie chcę iść do więzienia!
-Znowu będę musiał kosić ci trawnik?!Okej,skoro muszę...
-Skoro tak bardzo chcesz,to przyjdź jutro o 19,mam nawet nową kosiarkę,ale kara będzie też inna.
-Czyli nie muszę kosić?
-Musisz,musisz!-powiedział wujek Leona-Ale będziecie musieli odbyć też 2 karę , a mianowicie prace społeczne w schronisku.
-Przez ile??
-2 tygodnie...
-Co?! A jeżeli umyję ci jutro auto?!-mój chłopak się targuje....i tak nie umyje tego auta....
-To tydzień i masz dodać woskowanie!
-Okej.
-No to jak?Dzwonimy po rodziców?-Ale przecież jestem pełnoletni!-A ty??Masz osiemnaście lat?-zapytał się mnie.-Jeszcze nie...-Czyli muszę zadzwonić po kogoś dorosłego.Podaj mi numer.
-To ja podam-powiedział Leon - zapisuj 365 243 883 ( od autorki : numer jest całkowicie wymyślony ) - przecież to nie numer do mojego ojca...Po chwili policjant wyciągnął telefon i zadzwonił na podany numer.Sekundę po tym zabrzmiał dzwonek mojego chłopaka.
-Leon,co to ma znaczyć??Przecież to twój numer!
-Nie,to numer osoby pełnoletniej!
-Okej,a więc odwiozę was osobiście do kogoś dorosłego!
-Okej to jedź tutaj.-powiedział mój kochany i włączył GPS na telefonie.-
Jak to kolejny przekręt to...-powiedział i nie dokończył Peter.Dalej jechaliśmy w ciszy.Szczerze to nie chciałam jeszcze wracać do domu, a zawłaszcza,że być może za niedługo wróci mój ojciec...super...Na dodatek jutro do studia!Świetnie!Tylko jak ja będę tańczyć z tą nogą??Tak naprawdę to nie boli mnie ona " tak straszliwie " jak uważa Leon.Aha!Prawie zapomniałam!Moją nauczycielka jest  moja ciotka!Wszystko fajnie...tylko że nie wiedziałam o tym 17 lat!!!!A dzięki komu?!Dzięki mojemu ojcu!A dlaczego nie mogę się na niego teraz nawet wydrzeć?!Bo jest on w wariatkowie!Jeszcze te prace społeczne....
-To tutaj!-krzyknął Verdas wyrywając mnie z przemyśleń.
-To my już idziemy..
.-O nie tak szybko!!Odprowadzę was do drzwi-powiedział Peter.Tylko że my nie jesteśmy pod moim domem!Co ten Leon znowu wymyślił???Powoli zbliżamy się do drzwi...to jego drzwi?? Naprawdę???Nie no Leon...jesteś niemożliwy!!Peter zapukał i już po kilku sekundach drzwi się otworzyły.
-O!Pan Verdas!Czy znowu coś zrobiliśmy?Leon,znaleźli już dowody?-powiedział załamany Federico a Leon tylko dawał mu znaki żeby siedział cicho.
-Federico?!Leon!!!Oczekuje wyjaśnień!!!
-Wujku,przecież mieliśmy pojechać do kogoś pełnoletniego,a Fede jest pełnoletni!
-Ach...no okej!Podwieźć cię do domu?-co?Ta łatwo?
-Pewnie.Violu,jedziesz do mnie?
-Nie,nie...pójdę do Cami!Przecież on mieszka ulicę stąd.-
Okej to pa-powiedział i pocałował mój policzek- a i sorry Fede że ci przeszkodziliśmy!
-Spoko!Dobranoc panie Verdas!
-Siemano - on naprawdę to powiedział??Trzydziestolatek??Niestety przystojny szatyn i jego wujek pojechali a ja powolnym krokiem ruszyłam do Cami,w końcu muszę się komuś wygadać!Po kilu minutach marszu - a raczej kulania - byłam już pod jej drzwiami.-Viola?-powiedziała zaspanym głosem - co tu robisz,jest 2 w nocy.
-Przepraszam,nawet o tym nie pomyślałam,ale czy mogłabym u ciebie przenocować?
-Oczywiście,a co się stało?
-Zaraz wszystko ci powiem.-oznajmiła mi a ja kulejąc weszłam do mieszania rudowłosej.
-A więc co się stało?
-Zaczęło się tak...-powiedziałam po czym opowiedziałam jej jak spędziłam moją rocznicę z Leonem.Trzeba przyznać,randka na komisariacie jest czymś  " nowym " ale bawiłam się doskonale.
-Zawsze wiedziałam że ten twój Leon jest lekko powalony,ale żeby aż tak?!
-Jako dziecko spadł z wózka!
-I to nie jeden raz!-powiedziała po czym zaczęłyśmy się śmiać.
-Ej ale poczekaj-powiedziała rudowłosa - skoro przyjechaliście tu radiowozem to gdzie jest auto Verdasa??-Zostało tam...trudno!
-Ty naprawdę masz szczęście - powiedziała.
-Ja?Dlaczego?
-Masz najpopularniejszego chłopaka w szkole!Musisz go tylko pilnować!Przecież za nim ogląda się każda dziewczyna!Pamiętam jak Leon pierwszy  raz postawił sobie grzywkę na żelu,działo się wtedy...
-A dokładnie co?
-Zamieszki w szkole!Połowa dziewczyn była za tym by zatrzymał taką fryzurę a połowa żeby znowu puścił ją na czoło.Nauczyciele musieli przerwać lekcje,ale i tak najbardziej zdenerwowany był Gregorio.Tak,pamiętam to doskonale,Leon siedział znudzony na krześle a wokół niego kółeczko dziewczyn z wszystkich klas i masa kłótni,nagle przyszedł Gregorio i oczywiście na maksa wkurzony pyta " co się tu do cholery dzieje?! " no to dziewczyny odpowiadają że o fryzurę Verdadasa a Gregorio na to " Wracać do klas bachory!!Gówno mnie obchodzi jaką będzie on miał fryzurę!Chociaż faktycznie,wcześniej wyglądał lepiej..." no i tutaj wtrąciła się Angie " Gregorio!Nie masz prawa odzywać się tak do uczniów!A Leon wygląda lepiej teraz,to podkreśla jego rysy twarzy..."
-O boże..i jak to się skończyło??
-Przyszedł Pablo i zdecydował że najlepiej będzie jeżeli Leon zgoli głowę na łyso-powiedziała Cami a ja wybuchłam śmiechem - to prawda,tylko że Leon był już BARDZO oburzony i nie chciał się na to zgodzić,więc Federico wymyślił że Leon jeden tydzień będzie chodził z grzywą postawioną na żelu a raz nie.
-I zgodził się?
-Musiał.
-Biedny...A jak tam u ciebie i Brodwaya??
-Doskonale!Byliśmy dzisiaj w kinie na podwójnej randce z Naxi,na początku oczywiście była kłótnia pomiędzy mną,Naty a moim chłopakiem i Maxim.
-O co poszło?-My chciałyśmy pójść na komedie a oni na horror.
-Czyli jak zawsze!I jak się skończyło?
-Poszliśmy na maraton reklam...
-Co?
-No tak,przez 3 godziny same reklamy...
-Współczuję!
-Dzięki,jesteśmy też umówieni jutro o jakiejś dwudziestej na łyżwy,idziecie?Będzie jeszcze Fedemiła.
-Jasne tylko muszę się jeszcze spytać Leona.
-Na pewno będzie chciał iść tylko przygotuj się,że to nie będzie zwykłe spotkanie.
-Dlaczego?
-Ponieważ...jakby to powiedzieć,chłopaki na lodzie świrują,a więc jak wejdziesz nie przyznawaj się do nich,ale niestety i tak ludzie będą wiedzieli że są z tobą.Aha...tylko co z Fran...zawsze jeździła z Leonem,a teraz nie będzie miała pary,chociaż co ja gadam,jeździła ze mną bo chłopcy woleli czołgać się po lodzie i ciągnąć ludzi za nogi tak żeby się wywalali...-powiedziała a ja zrobiłam minę na znak by wytłumaczyła - który chłopak przewróci więcej osób wygrywa.
-Boże...
-Przyzwyczaisz się!
-Dziękuje że mnie uprzedzasz!
-Nie ma sprawy,przecież jesteśmy przyjaciółkami.-powiedziała i mocno się przytuliłyśmy
-A Violu, co z twoją nogą??Podobno jest złamana...
-Tak twierdzi Leon, pewnie jest tylko lekko zwichnięta albo po prostu mnie boli a jutro przejdzie mi.
-A na pewno nie chcesz jechać do szpitala sprawdzić tego?Przecież ty kulejesz...
-Tak, ale ja zawsze tak mam, w pierwszy dzień mnie boli a na następny mi przechodzi...
-Ale co jeżeli nie przejdzie?Jutro mamy zajęcia z Gregorio!
-Na pewno mi przejdzie....No właśnie studio...Może chodźmy lepiej spać.
-Oki, to dobranoc.
-Dobranoc- odpowiedziałam po czym odpłynęłam do krainy Morfeusza....

******


-Heeeeejo!!!

-Heeeejo!!!
Wiem właśnie sama sobie odpowiedziałam....
Rozdział jest...króciutki!
Ale to dlatego, że następny będzie dłuuuugi :D
Tak więc czekajcie bo następny już napisany ale postanowiłam że go dodam tylko jeżeli będzie co najmniej 10 komciów tak więc liczę na was!!!
A co do tego to....taki o mi wyszedł....
Cały pisany z perspektywy Violi...
Coraz więcej dowiadujemy się na temat rodzinki Verdasa :D
Oki to PaPatki :P
Buziaki :**
Koffam was!!!!!
BUM!

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 24-Papużki Nierozłączki

Violetta

Biegłam,nie chciałam by wszystko zaczęło się od początku...Gdy zabrakło mi powietrza w płucach,zdyszana zatrzymałam się i oparłam o wielki konar brzozy.To moje ulubione drzewo,jest takie inne od wszystkich... Gdy mój oddech w miarę ustabilizował się,moje oczy ponownie się zaszkliły.Niesamowite jest to,jak głęboko to we mnie siedziało,wystarczy jedno,wyraźne wspomnienie by wywołać prawdziwy huragan.Chociaż to jest bardziej tsunami-jeżeli mowa o moich łzach.Gdybym się postarała,zalałabym całe miasto łzami,ale trudno reagować inaczej.Delikatnie wtuliłam się w swoje nogi tak by nikt nie mógł mnie dotknąć,chciałam być sama,niestety pobiegł za mną mój chłopak i gdy tylko mnie dostrzegł przytulił z całej siły.Potrzebowałam tego i choć wolałam być sama przy nim czułam się bezpiecznie i nie musiałam się bać.
-Kochanie,powiedz,co się stało.
-On,on tam był.
-Kto?Nic nie rozumiem.
-Diego-powiedziałam cicho,tak jakby samo to imię miało mi coś zrobić.
-Zrobił ci coś?Groził ci?Powiedz.
-Pamiętasz jak mnie porwano?Nie chciałam o tym z tobą rozmawiać.To był on.On i Heredia mnie porwali.
-Co?!-krzyknął oburzony Leon.
-Nie krzycz...
-Przepraszam kocie,po prostu zdenerwowałem się.Popatrz na mnie.-rozkazał a ja powoli skierowałam mój wzrok na jego piękne oczy.-Masz mi mówić wszystko.Pamiętaj,że ja nigdy nie mógł bym cię skrzywdzić.Kocham cię i dopilnuję by te gnoje pożałowały.
-Błagam,nie zrób czegoś głupiego.Obiecaj mi to.
-Obiecuję-powiedział i powoli przybliżył swoje usta do moich.Przez chwilę się wahałam lecz po chwili nasza odległość była zerowa a ja znowu poczułam że jestem bezpieczna.-Tylko dlaczego Francesca szła z nim za rękę?Nawet jeżeli nie wiedziała o tym co przytrafiło się tobie powinna tego nie robić ze względu na mnie!.
-Fran z nim szła?A co jeżeli on chce coś jej zrobić?!-powiedziałam i przytuliłam się delikatnie do Leona.
-Nie martw się.-powiedział i pocałował mnie w czoło~właśnie za to go kocham,jest przy mnie i mnie wspiera.
-Idziemy do mnie?-spytałam.
-Pewnie-odpowiedział.Po krótkiej chwili doszliśmy do mojego domu-pustego.
-Kochanie,pójdziesz jutro z nami obejrzeć być może moje nowe mieszkanie?
-Tak,ale kiedy ty to znalazłeś?
-W nocy.
-Ale przecież ja byłam u ciebie w nocy!
-No tak...ale nie mogłem spać więc szukałem mieszkania i czatowałem z Fede.
-Papużki nierozłączki!
-Tak...chcesz zobaczyć jakie z nas nierozłączki!
-Tak!
-A więc,a może zgadniesz,wiesz co teraz zrobię skoro jestem papużką?
-Udziobiesz mnie?
-Nie.
-Mam nasypać ci karmy dla ptaków-zgadywałam.
-Nie-to co do cholery?
-Pocałujesz mnie-zapytałam z nadzieją.
-Nie.
-No to co?
-No pójdę do Federico skoro jesteśmy nierozłączkami.
-Żartujesz?
-Nie.-powiedział i zmierzał w stronę drzwi.Czy on naprawdę to robi?
-Zostawisz mnie tu?!-powiedziałam oszołomiona,lecz nie usłyszałam odpowiedzi ponieważ drzwi się zamknęły.Czy on naprawdę aż tak się obraził?Przecież wie,że boję się zostać sama,a zwłaszcza że Diego jest tutaj.A co jeżeli on znowu przyjdzie?nagle po moich policzkach znowu zaczęły spływać łzy,lecz wolałam by Diego znowu mnie porwał razem z tym idiota niż żeby stracić Leona.Po prostu świetnie.Powoli udałam się na kanapę i okryłam się kocem.Łzy nadal rozmazywały mój makijaż.Dlaczego ten dzień jest taki pechowy?Czy nie za dużo łez wylałam?Powoli zamknęłam oczy,chciałam by ten dzień w końcu się skończył.No nie!Nie można spać w takim stanie...Wierciłam się,wierciłam i wierciłam.Nareszcie poczułam że zasypiam,ale oczywiście ktoś musiał mnie obudzić!Ten ktoś otworzył drzwi...kogo znowu tu przywiało?Mam nadzieję że to nie mój ojciec!Nie mam zamiaru z nim rozmawiać!Nagle do pokoju wszedł...
-Leon?-zapytałam z niedowierzaniem.
-Oczywiście że tak!Przecież nie mogłem cię tak zostawić kocie.                                                                  
-Kocham cię-powiedziałam i wtuliłam się w niego-ale jednak na chwilę mnie zostawiłeś!
-Przepraszam,musiałem przecież przygotować naszą rocznicę i akurat nadarzyła się okazja.-o nie!Przecież ja zapomniałam o tym że dzisiaj jest nasza rocznica!No raczej miesięcznica ale to też rocznica!Jaka ja jestem głupia...
-A gdzie mnie zabierasz?
-Tajemnica-powiedział i przewiązał mi oczy opaską.
-Leon,proszę.Czy to naprawdę konieczne?Przecież wiesz co przeszłam.
-Wiem,miśka,ale jesteś przy mnie i nic ci się nie stanie.-powiedział a ja dalej szłam już bez sprzeciwów.Poczułam że wchodzimy do auta.
-Leoś...długo jeszcze?
-Nie,ale teraz pójdziemy pieszo.
-Ale mi się nie chce...powiedziałam i rozłożyłam ręce co oznaczało że ma mnie on wziąć na ręce jak też uczynił.Nadal miałam związane oczy,nagle zachciało mi się spać lecz na całe szczęście mogłam już zdjąć przepaskę.Nagle ujrzałam....
-Park linowy?
-Nie podoba ci się?-powiedział smutny Leoś.
-Nie!Oczywiście że mi się podoba...Tylko że ja jeszcze nigdy nie byłam w parku linowym...-na całe szczęście wzięłam strój na zmianę.
-Co?-powiedział i zaczął się śmiać.
-Masz się nie śmiać!
-Okej,okej.-powiedział i poszliśmy do instruktora.Po chwili,ubezpieczeni w uprzęże weszliśmy na samą górę.
-No to jak?Kto pierwszy ten...dostaje buziaka?-powiedział Verdas pewny wygranej
-Okej-powiedziałam.
-A więc panie przodem, 5 4 3 2 i....start!
-A gdzie 1?
-Bo tak jest fajniej.
-Tsa...pewnie się Icarly naoglądałeś!
-Czas ci płynie...-powiedział a ja ruszyłam.Szłam jak torpeda ( której wysiadły baterie XD ) Trzeba przyznać że poszło mi nawet nawet...w końcu pół godziny to nie taki zły wynik!W końcu stanęłam przy moim ukochanym który nie mógł przestać śmiać się ze mnie.
-Takie to śmieszne?
-Tak,bo taki tor pokonuje się w 5 minut!
-No to zobaczymy!
-No to zobaczymy.
-Start!-krzyknęłam a on ruszył.Niestety szło mu świetnie...on rusza się jak pantera!Okej...trzeba przyznać że on pokonał to w 4 minuty...ale to nie moja wina że jestem wolna!Oczywiście należy mu się nagroda,pocałowałam więc go namiętnie i ruszyliśmy dalej.
-Pójdziemy na lody?-zaproponowałam.
-Może na coś innego,grzane wino?????
-Oki-powiedziałam i poszliśmy do pobliskiej kawiarenki.Oczywiście zamówiliśmy  napój i usiedliśmy przy stoliku przy oknie.
-Jak tam czuje się zwycięzca??
-Doskonale,zresztą przyzwyczaiłem się już do wygranych...
-Pff...
-Co Pff..?
-Chodzi mi o to że wcale nie jesteś we wszystkim lepszy ode mnie!
-Zakład?
-A co muszę zrobić?
-Hm....widzisz ten plac zabaw?
-Tak-powiedziałam przestraszona.
-Kto pierwszy pokona go wygrywa.
-Okej.-powiedziałam i ruszyłam w wyznaczoną stronę.Niestety los chciał że w kawiarni przebrałam się w sukienkę i ...szpilki...super.Kiedy doszliśmy na miejsce ściągnęłam moje obcasy.
-Co ty robisz?-powiedział patrząc na mnie.
-Ściągam buty-nieważne że jest grudzień.
-Okej to może tym razem ja pierwszy?
-O nie!Ja zaczynam!-powiedziałam i ruszyłam.Najpierw musiałam pokonać jakieś cholerne drabinki,później przejść ( a raczej przeczołgać się ) przez trzepak.Po tym trzeba było przebiec na drugą stronę placu do zjeżdżalni.Jestem szybka,nawet bardzo.Czuję że to wygram!Już jestem tak blisko i....

Leon

Kurde...boję się że mogę przegrać ten zakład,nie no co ja gadam!Przecież ja nigdy nie przegrywam!Ale ona jest naprawdę szybka....o nie już prawie jest przy zjeżdżalni i ... wbiegła w słup?O nie,o nie!Lece do niej najszybciej jak mogę.Zemdlała?O nie,o nie...okej trzeba wezwać pomoc.Już wykręcam numer...że co!?Nie no ja nie wierzę...Bateria padła...Wspaniała rocznica!Dobrze,zaniosę ją do samochodu.Nie no,przecież to na nic,po co było mi to grzane wino??Ach...super.O Viola się przebudza.
-Kochanie co się stało?
-Lekko walnęłaś w słup - ta lekko.Nie mam pojęcia jak ona w niego trafiła,przecież on jest 4 metry od zjeżdżalni....
-Ale ja nie mogę się podnieść!
-Co?!
-Chyba złamałam nogę.Co teraz zrobimy?
-Musimy jakoś wrócić do domu,zaniosę cię.
-Okej,a ile to kilometrów.
-Hihihi...no jakieś 100...
-O boże...no to co robimy,przecież nie możesz prowadzić!
-Wiem,wiem...może pójdziemy na stopa!
-Okej-powiedziała a ja wziąłem ją na ręce.Dotarliśmy do ulicy...moglibyśmy zaczekać w jakimś lokalu ale większość jest zamykana o 10 a jest już po 11.
-No to czekamy...-powiedziała piękna szatynka.Czas mijał nam wolno,ale cóż,to nasza rocznica,musimy się nią cieszyć więc prawie cały czas śmialiśmy się.Mimo bólu Viola i tak jest silna,podziwiam ją.No właśnie,czekamy,a na co?Na auta.A dlaczego nie przyjeżdżają?Bo mam cholernego pecha!O poczekajcie..coś jest.
Zacząłem machać rękami a rowerzysta się zatrzymał.
-Gościu,posłuchaj,mam ważną sprawę.Jestem tu z dziewczyną która złamała nogę,nie mamy jak wrócić,zapłacę ci za ten rower ile chcesz!
-1000 wystarczy!
-Okej-powiedziałem i podałem mu wyliczoną kwotę,na szczęście moi rodzice są milionerami.
-Violu...mamy rower!
-Co?
-Tak!I najbliższy dom mamy za 2 kilometry!
-I jak pojedziemy  tam?To nie ma bagażnika-powiedziała wskazując no rower.
-No przecież od czego jest kierownica?O poczekaj!Mam pomysł!Pobiegnę tylko do auta!-powiedziałem jak też zrobiłem,a ponieważ auto było nie daleko szybko wróciłem.
-Co to jest?-spytała patrząc na jedzenie w koszyku który trzymam.
-No bo chciałem zrobić nam piknik ale nie wyszło wiec zawsze możemy się gdzieś zatrzymać i zjeść!A teraz wskakuj na kierownicę.
-Okej-powiedziała i uśmiechnęła się.Za to ją kocham,za ten jej uśmiech który towarzyszy jej prawie zawsze.Lekko pocałowałem ją w czoło i zacząłem jechać.Muszę przyznać, że było świetnie! Viola cały czas albo się śmiała albo krzyczała,albo robiła jedno i drugie naraz.
Jedziemy już tak z godzinkę,jestem odrobinkę zmęczony.No okej...jestem strasznie zmęczony,zaraz chyba padnę.
-Kocie,widzisz!?-krzyknęła do mnie.
-Ale co?-powiedziałem.
-No tam!Dom!
-Idziemy tam?-zapytałem.
-Chyba tak...do domu mamy w końcu 100 kilometrów.
-Już tylko 98!-powiedziałem i pogroziłem jej palcem co wywołało uśmiech na jej twarzy.
-No chodźmy już,ty mój krejzolu-powiedziała przez śmiech a ja popatrzyłem na nią złowrogo,lecz już po kilku minutach wymiękłem i zacząłem się śmiać.
-Okej,to ja pukam a ty mówisz-powiedziałem.
-Och...jak w podstawówce-odparła moja dziewczyna po czym wtuliła się w moje ramię.Zapukałem powoli po czym otworzyła nam jakaś kobieta.
-Dobry wieczór.My nie chcemy przeszkadzać,ale...-zaczęła Castillo.
-To nie przeszkadzajcie!-powiedziała i prawie zamknęła nam drzwi przed nosem,aczkolwiek przeszkodził jej jakiś głos mężczyzny.
-Halina?!Kto to?-powiedział facet stojąc tuż obok ( jak myślę ) swojej żony.
-Dobry wieczór,my mamy pewną sprawę do państwa,a mianowicie chodzi o to,że mamy dzisiaj rocznicę,i zaplanowałem wyjazd do parku linowego.
-Poczekaj,wejdźcie do środka,nie będziecie na mrozie tak stać-powiedział mężczyzna po czym wpuścił nas do środka.Widać było że jego żonie wcale się to nie podobało.
-A więc opowiadajcie jeszcze raz.
-A więc jak mówiłem pojechaliśmy do parku linowego.Następnie udaliśmy się napić grzanego wina.Potem coś strzeliło nam do głowy i zrobiliśmy konkurs kto pierwszy pokona plac zabaw.No i moja dziewczyna radziła sobie świetnie,aż do momentu kiedy wpadła na słup i prawdopodobnie złamała nogę...
-To dlaczego nie zawiozłeś jej do szpitala?-spytał.
-Ponieważ jak mówiłem,wcześniej piłem i nie mogę prowadzić- jeszcze rok temu bym zaryzykował ale po tym jak spędziłem ( nie pierwszą ) noc na komisariacie rodzice byli na mnie wściekli i .... nie zapłacili rachunku za internet,nadal dziwię się że to przeżyłem!Dobrze że Viola o tym nie wie...
-A więc dlaczego nie zadzwoniłeś na pogotowie?-wyrwał mnie z rozmyśleń.
-Ponieważ rozładowała mi się bateria a telefon Violi został roztrzaskany w spotkaniu ze słupem...
-A więc jak dostaliście się tu?
-Spotkaliśmy rowerzystę który pożyczył - a raczej sprzedał- nam rower i wiozłem ją - wskazałem na Viole- na kierownicy.
-I bardzo chcielibyśmy tutaj zanocować-dokończyła Viola.
-Oczywiście,a więc ja jestem Artur a to moja żona Halina.
-Leon Verdas,miło mi poznać.
-Violetta Castillo.
-A więc Violu,idź z moją żoną,opatrzy ci ranę a ty chodź ze mną, przygotujemy wam pokój.-powiedział a ja przytaknąłem i ruszyłem za nim.-niestety nie mamy w domu wolnego miejsca,ale mamy szopę.Naprawdę mi przykro,lecz nie mam nic lepszego do zaoferowania.
-Ważne by był dach nad głową.
-Oczywiście-powiedział i zaprowadził mnie do naszego"mieszkania"
-Jeszcze raz bardzo dziękuje!
-Nie ma za co!-powiedział a ja poszedłem po Violę.Znalazłem ją w kuchni.
-I jak?Bardzo boli cię noga?
-Trochę.-powiedziała.
-To wszystko moja wina....Jakbym nie mógł zabrać cię do kina i restauracji...nie!Tobie pewnie nawet się nie podobało...-powiedziałem i oparłem się o ścianę.
-Wcale że nie!-powiedziała i kulejąc podeszła do mnie-było doskonale!Jeszcze nigdy nie byłam na tak fajnej randce!Kochanie,z tobą mogłabym nawet czyścić stajnie,a i tak było by doskonale,a to dlatego że gdy jesteś obok,każda czynność to przyjemność!
-Kocham cię-powiedziałem i przytuliłem ją.
-Ja ciebie bardziej.
-Idziemy do szopy?
-Szopy?
-Dzisiaj będziemy nocować tam.
-Okej powiedziała i spróbowała iść co tylko spowodowało przewrócenie się jej.Oczywiście nie pozwoliłem na to i złapałem ją.
-Mój rycerz!-powiedziała z uśmiechem-a teraz,mój drogi,zabierz mnie do naszego królestwa!-powiedziała również przez śmiech.Jak ja kocham jak ona to robi.Powoli podniosłem ją i zaniosłem do starej szopy.Położyliśmy się na sianie.Ciągle nie mogę usnąć.Przewracam się z boku,na bok...Nie no,może pójdę się przewietrzyć?Tak to dobrze mi zrobi,to powietrze,zwierzęta...Podniosłem się i już miałem wychodzić lecz przerwał mnie głos mojej dziewczyny.
-Nie możesz spać?
-Tak...
-Ja też.
-Chcesz się przewietrzyć-zapytałem a ona rozłożyła ramiona na znak bym ją podniósł.Wziąłem tylko koszyk z jedzeniem,przygotowany dużo wcześniej i ruszyliśmy ( ja ruszyłem, a ona jechała-na mnie...)Po krótkim czasie doszliśmy na jakąś łąkę.Na całe szczęścię mogłem już położyć Violę na ziemi,to znaczy nie jest ona ciężka ale po godzinnej jeździe na rowerze-noszeniu jej i bieganiu w parku linowym jestem odrobinę zmęczony.No cóż,przynajmniej przypakuję.Oczywiście położyłem się obok niej i oglądaliśmy gwiazdy.
-Kochanie,czy wiesz,że twoje oczy w ogóle nie przypominają gwiazd?-powiedziałem a ona zrobiła minę w stylu " że co? "-daj mi dokończyć.Twoje oczy ich nie przypominają bo są o wiele piękniejsze.
-Powiedzmy że uwierzę-powiedziała i uśmiechnęła się szeroko-muszę przyznać,że jeżeli jestem blisko ciebie uśmiecham się o wiele częściej-stwierdziła a ja zmniejszyłem odległość między nami i czule ją pocałowałem.
-Chcesz coś zjeść??-zapytałem
-Chętnie,a co tam masz?
-Gruszki,brzoskwinie,ananasa...
-Masz tam ananasa?Jak masz zamiar bo pokroić.-Yyyy...to jego się kroi??No racja...ale przecież jabłka je się na przykład ze skórą!No okej...już wiem!
-Ma się swoje sposoby-powiedziałem pewny siebie i z całej siły rzuciłem ananasem o drzewo.Nic.Rzuciłem ponownie.Nic.Ach...
-Leoś...ale ja mogę zjeść brzoskwinie wiesz?-powiedziała gryząc ten mały owoc.
-Czy ty we mnie wątpisz?
-Nie..-powiedziała przez śmiech,obserwując moje dalsze wzmagania z owocem.Nagle oczy mi się zaświeciły,zobaczyłem coś co z łatwością rozkruszy dany owoc.Szybkim krokiem udałem się pod maszynę i położyłem ananasa na trawie a sam wsiadłem do traktora.
-Leon!Wysiadaj stamtąd!Przecież ty nie wiesz jak się tym jeździ!!-krzyknęła moja misia.Czy ona we mnie wątpi?-skoro nie masz zamiaru wysiadać to przynajmniej zanieś mnie tam,chce siedzieć na miejscu pasażera!!-zawiadomiła mnie a ja szybko pomogłem jej wsiąść na pojazd.Viola cały czas miała uśmiech na twarzy,chyba jeszcze nigdy nikt nie zabrał ją w rocznicę na przejażdżkę traktorem,przynajmniej jestem oryginalny....
-Udało się-krzyknąłem gdy usłyszałem trask ananasa.-to teraz nagroda.-powiedziałem wskazując na usta.Viola tylko przewróciła teatralnie oczami po czym wbiła się w moje usta.Niestety naszą czynność przerwał dźwięk syreny policyjnej...


******

Płaczę... Zawiodłam was...
Przepraszam!!
Słyszycie, przepraszam!!!
Nie chciałam by tak wyszło!!!
Nie mogłam chodzić na neta przez ponad miesiąc...mam nadzieje że zrozumiecie...
Mam jeszcze nadzieje że mnie nie zostawicie...
Bo tego bym nie przeżyła...
Przez tą przerwę odkryłam, że ten blog to moja pasja i jest częścią mojego życia tak jak wy tak więc błagam jeżeli ktoś to przeczytał, napiszcie komentarza i wybaczcie mi...