Violetta
Od : Brad
Kiedy powtórzymy noc, koteczku?
Nagle poczułam jak moje powieki stają się wyjątkowo ciężkie, a gula w gardle uniemożliwiła mi wypowiedzenie choćby jakiegokolwiek słowa.I chociaż nie przeszłoby przez nie jakiekolwiek zdanie, to byłam całkiem bliska wydaleniu mojego całego dzisiejszego lunchu.
-Violu, wszystko w porządku?Coś się stało?-dobiegł mnie głos Leona, ale gdy tylko zobaczyłam, jak próbuje zaglądnąć w ekran mojego telefonu, natychmiast go zablokowałam.
Mruknęłam jedynie, że jest okej i uśmiechnęłam się do niego słabo, starając się wyglądać przynajmniej minimalnie normalnie, choć w środku cała drgałam.Na moje szczęście nie wiercił tej sprawy, bo naprawdę nie wiem co mogłabym mu powiedzieć.Dostałam sms'a, który może świadczyć, że cię zdradziłam, ale tak, wszystko w porządku.No właśnie, czy ten sms mógł znaczyć, że zrobiłam coś, czego nie powinnam?Boże, dlaczego z tej imprezy w mojej głowie zostały jedynie szczątki wspomnień?Nie dość, że mi dałeś ojca pojeba to jeszcze chłopaka chcesz mi odebrać?Możesz sobie wziąć Germana, nie krępuj się!Nie mogłam zdradzić Leona, nie mogłam być aż taką zdzirą.Przecież alkohol nie zadziałałby na mnie aż tak, bym zrobiła coś, za co w rzeczywistości zabiłabym siebie. Byłam ekstremalnie przestraszona i uznałam, że muszę to jak najszybciej wyjaśnić.
-Violu, myślisz intensywniej niż ja podczas używania tabliczki mnożenia.Może chcesz już wracać do domu?-spytał, głaszcząc mnie delikatnie po policzku.
-Och, moglibyśmy?-mój głos lekko zadrżał, a on w odpowiedzi pokiwał głową, muskając wargami moje rozgrzane czoło.
I to właśnie wtedy znów poczułam się okropnie, bo szatyn nie odwiedzał swoich kuzynek zbyt często i widziałam jak szczęśliwy był, kiedy mógł znów poczuć się jak gówniarz, dręcząc je i rozbawiając.A ja po prostu dostałam wiadomość i chcę jechać do domu, zabierając mu to i choć to on sam zaproponował powrót, to wiem, że najchętniej nie ruszałby się z tego miejsca przez tygodnie, ale on zawsze wybierał mnie na pierwszym miejscu i za to go podziwiałam.
Pożegnaliśmy się z rodziną Leona co potrwało kilkanaście minut, bo Peter nie mógł przestać nadawać o tym, że powinniśmy wyjechać gdzieś razem, najlepiej radiowozem.Włączyłby syrenę policyjną, jak zawsze gdy jedzie na zakupy i zaprowadziłby nas w miejsca gdzie złapał kilku dilerów, mając nadzieję, że jeszcze ich spotka.W końcu jednak wypuścił nas z uścisków, więc ruszyliśmy prosto do samochodu Verdasa.
-Dziękuję, że wytrzymałaś z nimi-odezwał się szmaragdooki, gdy odpalił silnik.
-Och, przestań.Uwielbiam twoją rodzinę!-krzyknęłam z entuzjazmem, ale on tylko pokręcił głową.
-Ty uwielbiasz wszystkich.
-Wcale, że nie!Nie uwielbiam wielu osób-założyłam ręce na piersiach i spotkałam się z niedowierzającym wzrokiem chłopaka.-Nie lubię na przykład...Gościa od kebabów!-krzyknęłam, a szatyn gwałtownie zahamował, dławiąc się własną śliną.
-Jak to go nie lubisz?!-wytrzeszczył oczy bardziej, niż kiedy gapi się na moje piersi.
Ciekawe, czy gdybym mu powiedziała, że jestem lesbijką czy coś, to też by tak zareagował.Zapewne mniej by się zdziwił lub przejął.
-Nie przepadam za nim, bo nie wiem, czy gdyby zaproponował ci małżeństwo, w którym miałbyś dożywotni zapas mięcha, to czy odrzuciłbyś tę ofertę.
-Huh, oczywiście, że bym ją przyjął.Dla kurczaka mógłby nawet nazywać mnie swoją suczką-zaśmiał się głośno, a ja westchnęłam, bo to jego poczucie humoru czasami wprawiało mnie w zakłopotanie.
Jechaliśmy dalej rozmawiając o błahostkach, nie mijając po drodze zbyt wielu aut, więc droga była naprawdę przyjemna i szybka.W pewnym momencie Leon zatrzymał swój samochód na jakimś bezdrożu.Nagle wysiadł z pojazdu i okrążył go, by otworzyć moje drzwi, podając mi dłoń.Poczułam się jak jakaś dama i to było naprawdę przyjemne.Nie odpowiedział mi oczywiście, gdzie tak właściwie się znajdujemy, ale mówiąc szczerze to niezbyt mnie to obchodziło.Miałam do obrony swojego rycerza i jego kij bejsbolowy, który zawsze wiezie ze sobą i po tylu miesiącach nadal nie wiem w jakim do diabła celu.
Ciągnięta za rękę, po przejściu przez kilka krzewów, ujrzałam naprawdę piękną dolinkę.Przymknęłam delikatnie oczy, rozkoszując się zapachem zieleni.Oprócz miłego mrowienia w nozdrzach, poczułam też ciepłe wargi szatyna na mojej szyi, przez co nie mogłam skupić się na podziwianiu w pełni tego miejsca.
-Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?-zapytałam, odwracając się do niego twarzą.
-Bo jest tu od cholery pokemonów.Poczekaj chwilkę, tylko złapię kilka.
-Och, jesteś mistrzem.
-Mistrzem grania w pokemony?-zapytał, wypinając dumnie pierś, przez co wyglądał nieco komicznie.
-Mistrzem psucia wszystkich romantycznych momentów.
W odpowiedzi chłopak jedynie się zaśmiał, przez co jego dołeczki zostały zdemaskowane i wyglądał cholernie słodko.Co do cukru, nie byłam pewna, czy zjadł go za dużo czy może to tylko blask księżyca, bo jego oczy świeciły bardziej niż Feder świecący swą golizną na stypie pradziadka Maxiego.Ja naprawdę nie wiem, jak oni podkradli wina ze wszystkich stolików, ale nieboszczyk nie byłby raczej dumny z Pontego nachlanego w trzy dupy.
-Przyprowadziłem cię tu, bo musiałem coś sprawdzić-odparł, ale widząc moją zdezorientowaną minę po prostu wskazał na niebo.-Kiedy prowadziłem, zerkałem od czasu do czasu w twoje oczy i pomyślałem, że nic nie może błyszczeć jaśniej od nich.I wtedy przypomniałem sobie o tym miejscu, gdzie gwiazdy są jaśniejsze od Times Square.Musiałem cię tu zaciągnąć, by porównać niebo do twych oczu i miałem rację.Nawet księżyc przy tobie wymięka-wyszeptał mi do ucha, a ja dosłownie poczułam miły ścisk w żołądku.To było tak, jakby w moim brzuchu zagnieździły się miliony motyli, ale tak naprawdę była to jedynie miłość.Cholerne uczucie miłości, które napierało na mnie z każdym spojrzeniem czy gestem Leona.
Patrząc się na jego idealne usta nie mogłam dłużej wytrzymać.Wbiłam się w nie z niewyobrażalną zachłannością.Delektowałam się tym pocałunkiem i chciałam by trwał możliwie jak najdłużej.Całowanie się weszło nam już w zwyczaj, ale tutaj było inaczej.Byłam ja i on, i nic co mogłoby popsuć nam tę chwilę.Jednak wtedy przypomniałam sobie pewien dosyć istotny fakt, a raczej wiadomość i nie mogłam kontynuować tej czynności.Myśl, że chłopak jest dla mnie tak kochany dobijała mnie, bo ja nie mogłam mu powiedzieć, że byłam z nim całkowicie szczera.
-Smakujesz tak dobrze-wymruczał, muskając ostatni raz swoimi rozgrzanymi wargami moje ciało.Gdyby tylko wiedział, jak cholernie dobrze on smakuje, zapewne jadłby się na śniadanie.Szkoda, że ja nie mogłam tego robić.Potrawka z Verdasa zapewne byłaby najlepszym daniem w moim całym życiu.Cóż, jego usta musiały mi wystarczyć.I tak byłam największą szczęściara na tym świecie, że mogłam nasycać się jego widokiem każdego dnia.Hm, prawie każdego dnia, w końcu jak Leoś się nawali to można nie spotkać go przez okres bliżej nieznany.No ale zostają wtedy zdjęcia z komisariatu, choć jest tam już bardziej galeria.
Następnie wsiedliśmy znów do jego samochodu i uwierzcie - seks można było wyczuć w powietrzu!Chyba zaczęłam zachowywać się jak gimnazjalistka napalona na szkolnego przystojniaka, bo ekscytował mnie nawet sposób w jaki zmieniał biegi.Na całe szczęście dojechaliśmy do domu zanim doszłam tylko dzięki moim myślom i od razu pognałam do pokoju.Usnęłam niemalże od razu, z nadzieją, że następnego dnia cała sprawa z Bradem wyjaśni się od razu.
Jednak prawie tak szybko jak usnęłam, obudziłam się przez głośny krzyk.Przestraszona skuliłam się na łóżku, przyciskając mocno pościel.Natychmiast rozbudziłam się i wiedziałam, że nie usnę dopóki się nie uspokoję.Kiedy wydawało mi się, że wszystko ucichło i mogłam ponownie zamknąć oczy, znów dobiegł do mnie jakiś wrzask, więc przemogłam się w sobie i wygramoliłam z pościeli.I właśnie w tamtej sytuacji zrozumiałam Leona i jego kij bejsbolowy; nigdy nie wiesz kiedy będziesz musiała walnąć komuś gonga.
Cała przestraszona zeszłam ze schodów, ale nikogo tam nie było.Jedynie wyłączony telewizor i uchylone okno, które natychmiast zamknęłam, bo moi współlokatorzy nie wiedzą chyba co to znaczy ZAMARZAĆ.Myślałam, że trzęsłam się ze strachu, ale to tylko przez zimno, bo kiedy w pokoju znów było ciepło, od razu przestałam dygotać.Czyli jednak nie byłam taką strachliwą cipką, he!No okej, może dalej w środku byłam cała przestraszona, bo słyszałam jakiś hałas.Ale się nie trzęsłam, więc mam plus dziesięć do respektu, frajerzy!
Westchnęłam cicho po czym znów udałam się na piętro, mając nadzieję, że te odgłosy były spowodowane jedynie moją wyobraźnią.No bo co?Mój ojciec był chory psychicznie, to i ja mogłam słyszeć jakieś głosy!Tak, to o wiele lepsza perspektywa, niż myśl o tym, że ktoś mógł sobie chodzić po naszym domu.W dodatku mógł być uzbrojony.O mój Boże, on mógł mieć nóż i to nie ten plastikowy, którym je Leon i Federico, bo od pewnego pamiętnego poniedziałku, w którym chcieli pobawić się w hiszpańską masakrę nożem kuchennym, nie daję im do ręki prawdziwych ostrzy.
-Leon, jesteś tu?-szepnęłam, uchylając drzwi do pokoju Verdasa, czyli jedynego miejsca w tym domu, gdzie mogę być bezpieczna.
Nie usłyszałam odpowiedzi, więc pozostała mi nadzieja, że śpi smacznie w swoim łóżku.Zapaliłam światło w celu sprawdzenia tej hipotezy, ale tak szybko jak żarówka oświetliła pokój, tak szybko zaczęłam panikować.Była naprawdę późna godzina, a jego nie było w domu.No chyba, że naprawdę wkradł się tu jakiś psychopata i go porwał, i leży teraz zraniony w jakimś kącie!
Kiedy już miałam wychodzić z pomieszczenia drzwi uchyliły się, a ja nie mogłam powstrzymać krzyku.Skuliłam się natychmiast na podłodze, nie mogąc utrzymać się na nogach i opanowałam dopiero wtedy, kiedy dobiegł mnie śmiech Meksykanina i Włocha.
-Haha, patrz Feder, jestem taki boski, że laski piszczą na mój widok.
Chłopcy wprost zachodzili się ze śmiechu, kiedy ja umierałam ze strachu i żenady.
-Stary, też chciałbym wchodzić do pokoju i znajdywać w swoim łóżku dziewczyny-dodał swoje trzy grosze Pasquarelli, klepiąc mojego ukochanego po plecach.
-JESTEŚCIE NAJGORSZYMI PIZDOKLESZCZAMI NA TEJ PLANECIE!-warknęłam, starając się opanować tętno, które mogliby usłyszeć chyba w Rosji.
-Kochanie, co się stało?-zapytał w końcu Leon, widząc, że jestem naprawdę przestraszona.-Jezu, twoje serce bije tak szybko.Szczerze mówiąc to lepszy bit, niż te, które puszcza Andres-starał się rozluźnić atmosferę, ciągle trzymając ucho przy mojej klatce piersiowej.
-Usłyszałam jakieś krzyki i po prostu chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku.Ale na dole nie było nic podejrzanego, więc przyszłam do ciebie, ale nie było cię i byłam już na pograniczu szaleństwa, ale wtedy przyszliście i na początku tak mnie wystraszyliście, że chyba mam kurwa zawał.
-Możliwe, że to były nasze krzyki.Kurde, trochę głupia sprawa.Graliśmy w fifę w moim pokoju no i wiesz, jak któryś strzelił któremuś gola, to mógł rzucić czymś w przegranego, a ten miał związane oczy, więc niezbyt miał jak robić uniki.Przepraszamy, jeśli cię obudziliśmy-oznajmił Włoch, uśmiechając się lekko, co oczywiście odwzajemniłam.
Zdziwiło mnie to, że Federico przestał zachowywać się dla mnie oschle, ale po jego oczach wciąż mogłam wyczytać, że ma do mnie żal za tamtą noc.Gniewał się na mnie jeszcze, wiedziałam to i nie mogłam mieć mu tego za złe.Gdyby on zrobił jakiś wykręt Ludmile, to włożyłabym mu ten sławny kij bejsbolowy do tyłka tak głęboko, że mogłabym macać mu przez niego nerki.Wow, cóż za sadystyczna część mnie, czasem się zaskakuję.
-Nic się nie stało, ale te wasze zabawy czasem są chore-machnęłam ręką.
******
Heejka! :D
Nawet nie wiecie, jak nienawidzę siebie za to, że nie dodawałam tego tak długo!
Jednak chciałam dodać coś przed moim wyjazdem :))
Jest on jutro i jakby ktoś był w Zakopcu to dawać znak ;)
Ogółem nie lubię tego rozdziału, a męczyłam się z napisaniem go prawie miesiąc ;-;
A to wszystko przez to, że jest cały z perspektywy Violki!
VILS NIE JEST ŚMIESZNA, A JA NIE UMIEM PISAĆ ROZDZIAŁÓW BEZ IDIOTYZMÓW, ZROZUMCIE, PLIS
Och, obiecałam sobie, że w następnym muszę zrobić choć połowę z POV'S Leona albo Federa XD
Przepraszam jeszcze wszystkich, których blogi zaniedbałam :((
Odkryłam tłitera i ta życioodbierająca aplikacja mnie pochłonęła o.O
Miło byłoby zobaczyć komentarze :33
Kocham <33
Buziaki ;**
<33