Strony

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 75~Ty po dobroci oddajesz tylko mocz.

Leon

Siedziałem w korytarzu czekając aż moja ukochana wyjdzie od lekarza prowadzącego jej ojca.Nie zajęło jej to zbyt dużo czasu, gdyż już po kilku minutach wyszła z gabinetu trzaskając drzwiami.Była aż cała czerwona ze złości.Nie rozumiałem co się działo, przecież zanim tam weszła była pogrążona w rozpaczy.
-Hej, czego się dowiedziałaś?-zapytałem ciągnąc dziewczynę do krzesła.
-W sumie to nic nowego.Lekarz tylko potwierdził to, że mój tatuś jest istnym kretynem!-krzyknęła na cały szpital.-Ludzie mówią 'kiedyś spóźnisz się na swój ślub', ale mój ojciec to pobił.On po pijaku wyjebał się na rowerze przed swoim ślubem!Leon, ja się zastanawiam jak on mnie w ogóle spłodził i jestem prawie pewna, że przez przypadek.Ja jestem pewna, że on firmę założył przez przypadek!
-Violu, do życia z idiotami trzeba się przyzwyczaić-powiedziałem próbując rozluźnić atmosferę, ale brunetka była zbyt zdenerwowana by to zadziałało.Nie dziwiłem się jej, przez te dwa dni myślała tylko o tym, by zorganizować ten ślub jak najlepiej, ale i tak wszystko poszło na marne.W całym tym zamieszaniu nawet nie przejrzała scenariusza, a już za kilka dni miała rozpoczynać zdjęcia do filmu w którym zagra małą rolę.
-Ja już nie dam z nim dłużej rady-westchnęła.
Zrobiło mi się jej ogromnie żal.Tak bardzo chciałem coś zrobić, ale na tamtą chwilę mogłem pomóc jedynie obejmując ją swoim silnym ramieniem.Trwaliśmy wtuleni w siebie przez dłuższą chwilę.Towarzyszyła nam jedynie przyjemna cisza, której nie chcieliśmy przerywać.Viola musiała przetrawić to, że nie wszyscy na tym świecie mają mózg, a ja cieszyłem się jej bliskością.Może to było egoistyczne z mojej strony, w końcu ojciec mojej dziewczyny był w szpitalu, a ja nie mogłem ukryć uśmiechu, który wchodził mi na twarz w każdej chwili gdy Castillo mocniej ściskała moją koszulę od garnituru.Musiałem ściągnąć marynarkę, gdyż było mi cholernie gorąco.
-Kochanie, a może zamieszkalibyśmy razem?-zapytałem nagle tak, jakby to było najzwyklejsze pytanie na świecie.
-Słucham?
Szatynka wytrzeszczyła oczy.Nawet nie pomyślałem o tym, że dziewczynie może się nie spodobać mój pomysł.Mi wydawał się wręcz idealny.Przecież znamy się nie od dziś, jesteśmy parą dobry kawał czasu, jesteśmy na to gotowi.
-Pomyślałem, że skoro nie możesz już wytrzymać z ojcem to mogłabyś się do mnie wprowadzić.Nareszcie miałabyś spokój, na dodatek miałbym cię tak blisko.Pomyślałaś jakby to było codziennie wstawać i mieć świadomość, że jesteś obok?-wyznałem, a na twarz osiemnastolatki wpełznął nieśmiały uśmiech.
-Ale co z Federico?Czy nie będę przeszkadzać?
-Kotku, jeżeli tylko będziesz nam sprzątała, gotowała i wychodziła z Rockim, to na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
-Ani śnisz!-fuknęła i wybuchnęła śmiechem.
-Ale dostałabyś za to sowitą nagrodę-wymruczałem jej do ucha.
-Jaką?-zapytała mrużąc oczy.
-Zamknąłbym cię w swoim pokoju...Ściągnąłbym koszulkę, spodnie, bokserki...I kazał ci je wyprać-powiedziałem za co dostałem w brzuch.-Chyba mogę to przyjąć za tak-zaśmiałem się. Jeszcze chwilkę porozmawiałem na ten temat z Violettą, ale ostatecznie zgodziła się.Postanowiliśmy, że następnego dnia z samego rana przewieziemy jej rzeczy do mojego domu.Uznaliśmy, że będzie spała w pokoju gościnnym, ale ja i tak wiem, że moje łózko idealnie nas pomieści.Oboje nie mogliśmy się doczekać tej chwili.

Dowiedzieliśmy się, że German będzie mógł wyjść ze szpitala już za dwa dni, więc nie było sensu dłużej czekać w szpitalu.Odwiozłem szatynkę do jeszcze jej domu i sam pojechałem do siebie.W salonie dostrzegłem dosyć uroczą scenkę.Federico miział się z Ludmiłą.Chętnie bym im przeszkodził, ale chciało mi się sikać, więc niezauważony pobiegłem do łazienki.Przy okazji przebrałem się w koszulę i zwykłe jeansy, po czym znów wróciłem do przyjaciół.Nadal byli przyssani do swoich twarzy.
-Wiem, że lubicie jeść siebie nawzajem, ale nie każcie mi na to patrzeć, ziomki-oznajmiłem i usiadłem na kanapie obok Włocha.
-Och, Leon!Lepiej patrz i się ucz, bo coś kiepsko ci chyba idzie całowanie...-westchnęła z uśmiechem Ferro.
-Na pewno lepiej niż twojemu chłopakowi, którego zgwałciła Angie.
-Verdas, to był sen, a ty miałeś o tym już nikomu więcej nie wspominać-warknął Federico i przywalił mi w brzuch.Znowu.Co ludzie chcą od mojego brzucha?!
-Dobra, bez spiny, bracie.Zostawię was, abyście mogli dalej wymieniać się śliną-zaśmiałem się, a wychodząc z pokoju dostałem jeszcze poduszką w głowę.On kurde sam prowokował wojnę.W akcie zemsty rzuciłem w niego pobliskim pilotem od telewizora i uciekłem do swojego pokoju.Niezbyt miałem co robić, więc wyciągnąłem spod łóżka gitarę i zacząłem grać.Poćwiczyłem odrobinkę utwór "Entre dos mundos".Była to jedna z moich ulubionych piosenek i chciałem aby wychodziła mi idealnie.Wykonujemy ją z Pasquarellim na praktycznie każdym koncercie.Nasz menadżer ciągle powtarza, abyśmy ćwiczyli w każdej wolnej chwili.Tak więc razem z Federico nie ćwiczymy prawie nigdy.Tacy z nas buntownicy, kurde.Starałem się też skomponować coś nowego, ale nic nie przychodziło mi do głowy.Miałem całkowitą pustkę.Godziny minęły mi na wlepianiu się w ścianę i czekaniu na wenę.No, może odrobinkę myślałem też o tym jakby to fajnie byłoby być na Karaibach popijając drinki z kokosa.Moje przemyślenia przerwał jednak Feder wbijający mi do pokoju.
-Wygodne to łóżko masz-stwierdził wylegiwując się na mojej pościeli.-Kiedyś ci je ukradnę.
-Wiedz, że nie oddam go po dobroci.
-Ty po dobroci oddajesz tylko mocz-oznajmił Włoch po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
-Miałem się o coś spytać!-przypomniałem sobie nagle.-Czy miałbyś coś przeciwko gdyby zamieszkała z nami Violetta?Wiesz, zamykałbym ją w pokoju, nie przeszkadzałaby-zażartowałem.
Chłopak pomyślał, ale po chwili uznał, że nie ma najmniejszych sprzeciwów.Długo mu dziękowałem, naprawdę zależało mi na tym by szatynka się tu wprowadziła.
-Dobra Leoś, gnijemy w domu czy lecimy gnić na zewnątrz?
-Ja bym pognił w domu.I jaki znowu Leoś?
-Leoś gejoś, świat nie może zapomnieć o twojej ksywce.
-Żeby zaraz nie zapomniał o twoim istnieniu-zaśmiałem się zacząłem czochrać mu fryzurę.
-Później tego pożałujesz-warknął Pasquarelli poprawiając włosy.
-Później to ja umrę, teraz mnie to nie obchodzi odparłem spokojnie i wróciłem do niszczenia grzywki przyjacielowi.Chyba odnalazłem nową pasję.Kiedy Fede w końcu przestał się fochać i zaczęło nam się naprawdę nudzić, przypomnieliśmy sobie o tym, że w piwnicy mamy kilka ciężarków i bieżnię.To była tak nasza mini siłownia.Szybko zeszliśmy do ciemnego pomieszczenia i postanowiliśmy trochę poćwiczyć.
-Hej, Leon!Robimy zakład?-zapytał chłopak.
Nie byłem przekonany czy w to brnąć, ostatnio podczas zakładu skończyłem w psim żarciu i uwierzcie, że ani ja, ani Rocky nie byliśmy zadowoleni z tego finału.
-Niech ci będzie-mruknąłem podejrzliwie.
-Więc założę się, że nie rzucisz tymi ciężarkami dalej niż ja.
-Pff...Oczywiście, że rzucę!Co jest stawką?
-Hmm...kto przegra ten robi drugiemu kolacje?
-Stoi-podałem rękę Federowi i wzięliśmy się do zabawy.Jakiej zabawy?To było starcie niczym Putin na Ukrainie.Ustaliliśmy, że przed oficjalną rundą możemy potrenować kilka minut.Na początku szło nam nie najlepiej, ale z czasem rzucaliśmy coraz dalej.Odbywało się to nawet bez żadnych podstępów.To znaczy parę razy uderzyłem go z łokcia, kiedy brał zamach, ale ne ustalaliśmy regulaminu, więc nie zrobiłem nic zakazanego.Chyba.Po upływie zaledwie trzech minut cholernie bolały nas już ręce.Kiedy wykonywaliśmy ostatnią kolejkę przed oficjalnymi rzutami coś strzeliło mi w barku, a ciężarek poleciał prosto w bieżnię.W ten stylowy sposób rozwaliłem sprzęt i automatycznie przegrałem zakład.Uwielbiam życie.
-Co powiesz na to, by zapisać się na prawdziwą siłownię?-zapytał Włoch.
-Chętnie!Sprawdźmy ile im zajmie wywalenie nas z niej.
-Przyjacielu, stawiam dychę, ze po trzech dniach nas wyrzucą.
-Nie doceniasz nas Fede, daję im maksymalnie trzy godziny-zaśmiałem się.

******
Heeejka kochani! :)
Taaaak, czy ja coś mówiłam, że ostatnio częściej wstawiam rozdziały?
Wycofuję to, jestem pieprzonym leniem xD
Bardzo dziękuje wszystkim za komentarze <3
Mam nadzieje, że przynajmniej wynagrodziłam wam tę lekko dłuższą nieobecność tym rozdziałem :'3
Wybaczcie za wszystkie błędy!Nie mam siły czytać tego gónwa kolejny raz :"D
A teraz możecie mi zazdrościć, Domcia ma trzy dni wolnego :D
Koocham <33
Buziaki :**
<33


środa, 6 kwietnia 2016

Rozdział 74~ Włoch chciał pokazać jak wygina mu się goleń.

 

 
 Dziękuję za to, że jesteście. <3

 

 Violetta

 Budzik zadzwonił wcześnie rano.Wiedziałam, że dzisiaj nie pośpię sobie dłużej i od razu zrzuciłam z siebie pościel.Tak samo postąpiłam z kołdrą blondynki śpiącej obok.
-Ludmiła, musimy wstać-szturchnęłam dziewczynę w ramie, a ona tylko zmarszczyła czoło i mocniej wtuliła we fioletową poduszkę.-Hej, musimy się przygotować.Chcesz pójść niepomalowana na ślub mojego ojca?
-Na pewno nie chcę tam pójść niewyspana-mruknęła cicho.
Postanowiłam dać jej jeszcze te pięć minut snu, w końcu dziewczyna tak samo jak ja zarwała nockę, by wszystko ogarnąć.Spędziłyśmy dobry kawał czasu na dzwonieniu po kateringach, dekoratorach, gościach i proboszczach, którzy mogliby udzielić tego ślubu.Jestem pewna,że bez pomocy przyjaciółki nie dałabym rady, więc jestem jej ogromnie wdzięczna.Patrząc na zegarek rozumiem, że spałyśmy zaledwie cztery godziny, więc postanowiłam, że moim pierwszym zajęciem na dzisiaj będzie zrobienie kawy.Leniwie zeszłam po schodach i jeszcze nieprzytomna doszłam do czajnika.Czekając aż woda się zaparzy skorzystałam z toalety.Po kilku minutach gorący napój był już gotowy.Wzięłam dwa kubki i zaniosłam je do mojego pokoju.
-Lu, zrobiłam ci kawę-powiadomiłam upijając łyka.Gdy opróżniłam całą zawartość udałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic.Włosy umyłam, a następnie podsuszyłam i w samym szlafroku opuściłam białe pomieszczenie.Zadziwiło mnie, że w pokoju nie było już Ferro, pewnie poszła do łazienki na dole.Szybko ogarnęłam łóżko i zaczęłam poszukiwania sukienki.

******

-Cześć kochanie.
Czule pocałowałam chłopaka, a następnie uścisnęłam Federa, stojącego obok.Verdas wyglądał bardzo pociągająco.Ubrany był w biały, idealnie skrojony garnitur.Włosy postawione miał tak jak zawsze na żelu, a do tego na twarzy kwitł mu ten jeden z figlarnych uśmieszków, które uwielbiam najbardziej.Na dodatek dwa guziki od góry jego koszuli były rozpięte, co sprawiło, że naprawdę wyglądał nieziemsko.Jego rany po bójce o której niezbyt chciał mi opowiedzieć były już niemal niewidoczne.No i jak zawsze przyszedł ostatni.Mogłam powiedzieć, że to będzie spotkanie dla debili, pewnie by przyszli pierwsi licząc na najlepsze miejsca.
-Jesteśmy już wszyscy?-zapytała Camila.
-Tak, chyba tak.Teraz wystarczy czekać na państwo młodych i zaczynamy ten cyrk-westchnęłam.
-Oj, co ty tak negatywnie nastawiona, przyszła córko Jade?-zapytał Broadway i wszyscy zaczęli się ze mnie nabijać.
-Powiedział ten, który kiedyś całą noc oglądał z moim ojcem telenowelę?-odgryzłam.
-Przypomnę tylko, że oglądali ją wtedy wszyscy obecni tutaj mężczyźni.
-Dlatego sądzę, że nie zasłużyliście jeszcze na miano mężczyzn, chłopcy-dodała Lu.
-Oni od zawsze nie zasłużyli na żadne miano!Chyba, że mowa o mianie miernoty, to mógłbym już ustąpić-dobiegł nas krzyk Gregorio idącego w naszą stronę, obejmując ramieniem moją ciotkę.-No i jak tam wam, gamonie, idzie życie bez naszego studia?-zapytał nauczyciel tańca.
-Całkiem, całkiem-odpowiedział Maxi.
-A kim ty jesteś?
-Nie pamiętasz mnie, Gregorio?Przecież uczyłeś mnie przez trzy lata!
-Możliwe, możliwe.Było kilka takich niskich debili, co tańczyć breakdance'a nawet nie chcieli, phi!
-Nikt nie chciał tańczyć z tobą breakdance'a-skwitował raper.
-A Leon i Federico to z chęcią tańczyli!
-Nikt normalny ne chciał z tobą tańczyć-poprawił się Argentyńczyk.
-A Leon i Federico to wszystko słyszą i zaraz dojebią ci swoim tajskim kung fu, którego nie znają, więc lepiej nie ryzykuj i od razu zacznij polerować mi buty do breakdanc'u-warknął mój chłopak.
Następnie doszedł do nas Pablo i miło wspominaliśmy czasy naszej nauki.Prawie każdy miło, Andres tylko się żalił, że Gregorio się nad nim znęcał i wykorzystywał.Tłumaczyłam,że taka era, pisiont twarzy greja i nagle każdy chce kogoś bić i się tym jara...Na całe szczęście odbyło się bez demonstracji kung-fu, chociaż Włoch chciał pokazać jak wygina mu się goleń.Tak, goleń.I to nie taka z mięsnego.W dodatku Angie zaczęła nam robić rozśpiewki, a Fran cały czas zamiast "hej" śpiewała "gej", przez co jakiś pan skarcił nas za niepoprawność polityczną i nietolerancyjność, a jako, że jesteśmy bardzo tolerancyjni zaczęliśmy się bronić i skończyło się na tym, że urażony mężczyzna odszedł zniesmaczony naszymi wyzwiskami w jego stronę.Nie wiem jak on, ale dla mnie "Nawet rydz, ma od ciebie lepszy fryz" nie jest ani wulgarne, ani obraźliwe, to takie chrześcijańskie przezwisko.
Minuty spędzone na rozmowie upłynęły nam bardzo szybko, ale nie mogłam zrozumieć jednego faktu, dlaczego mój ojciec nadal nie przyjechał?Wydzwaniałam do niego jak szalona, na dodatek gdy Jade dowiedziała się, że jeszcze go nie ma wpadła w jakąś histerię.Co chwilkę wybuchała płaczem, twierdząc, że mój ojciec jej nie kocha i stchórzył przed ślubem.Niestety, ale tak to wtedy wyglądało.
-A może coś mu się stało?-zapytałam przerażona.
Mogło zdarzyć się wszystko.Wypadek.Pożar.Zawał.Śmierć.German najlepszym ojcem może nie był, ale nim był.Nie chciałam go stracić.Na swój sposób go kochałam, nie ważne jak bardzo niedorzeczny z niego człowiek i jak bardzo doprowadzał mnie do szału.Po prostu był i to się dla mnie liczyło.To znaczy nie zawsze był, ostatnio w Alpach zaginął na kilka tygodni...
-Nie martw się, kochanie.Ja już chyba wiem co się stało-powiedział Leon i lekko uniósł kąciki ust do góry.Widząc moje zniecierpliwienie zaczął kontynuować.-Mojego ojca również nigdzie nie ma.Mama mówiła mi, że wyszedł wczoraj wieczorem i do teraz nie wrócił.Myślę, że mogli sobie zrobić, takie małe kawalerskie i pewnie upici gdzieś się szlajają.
-Oby-zdołałam tylko wydusić, ale po chwili odetchnęłam z wielką ulgą.To było rzeczywiście bardzo prawdopodobne.Jeżeli to okaże się prawdą to German może być pewny, że zamknę go w słoju i będę trzymać w szafce.Idioci powinni kończyć w słojach.
-Może powinniśmy pojechać ich poszukać?-zapytał Verdas.
-Tak, spróbujmy.
Złapałam chłopaka za rękę i skierowaliśmy się do jego motoru.Postanowiliśmy, że ja z Leonem sprawdzimy ich ulubiony bar, Feder z Ludmiłą komisariat, a reszta hotel.Powinniśmy również wysłać kogoś na Alaskę, bo przecież nasi ojcowie lubią sobie po pijaku podróżować.
Leon podał mi czarny kask i pomógł wsiąść na maszynę.Kiedy pędziliśmy ulicami docierały do mnie zaciekawione spojrzenia przechodni.No tak, dziewczyna w sukience i chłopak w garniturze popierdzielający na drodze 120km/h to niecodzienny widok.A jak Diego szedł tylko w różowych bokserkach to jakoś każdy udawał, że tego nie widzi.Pewnie się go bali, bo tak wkurwiony Hernandez często się nie trafia.No cóż, lepszy Hernandez w różu niż ojciec huj wie gdzie.
-Jesteśmy-oświadczył Leon schodząc z pojazdu, a przed nami ukazał się bar w którym często przesiadywali Ernest i German.Już na wejściu buchnął zapach alkoholu, choć o tej godzinie w pomieszczeniu było zaledwie kilka osób.Rozejrzeliśmy się, ale nigdzie ich nie było.
-Przepraszam-zaczął Leon podchodząc do barmanki.-Szukamy pewnego mężczyzny, nie wie pani czy był tu wczoraj?-zapytał pokazując zdjęcie mojego ojca na telefonie.
-A co?Jesteś z policji, przystojniaczku?-zaczepiła blondynka seksownym głosem.
Nazwała mojego chłopaka przystojniaczkiem.PRZYSTOJNIACZKIEM.A na dodatek MÓJ przystojniaczek zaśmiał się uroczo.Jak on mógł?I to przy mnie?Ciekawe więc jak zachowuje się gdy mnie nie ma.Od razu posłałam im zabójcze spojrzenie, a Leon jeszcze bardziej się zaśmiał.Bezczelny.
-Leoś, wychodzimy-syknęłam wściekła.
-A nie chcecie wiedzieć czegoś o tym typku?-dopytała dziewczyna, pochylając się nad barem w ten sposób, że oboje mogliśmy podziwiać jej biust.Zaraz jej przypierdolę.
-Był tutaj wczoraj?-powtórzyłam pytanie Leona, mocno zdenerwowana.
-Spokojnie, lala.Nie tak nerwowo.
-Wiesz, czy kurwa nie wiesz?!-krzyknęłam prosto w twarz dziewczyna, na co ona lekko odskoczyła i ponownie zaczęła polerować szklanki.Dobiegł do mnie wtedy tylko cichy chichot Leona.
-Nie było go tu od tygodnia.Dostał zakaz i nasz ochroniarz już go nie wpuszcza-powiedziała dziewczyna, a ja bez słowa podziękowania pociągnęłam Verdasa do wyjścia.Kiedy byliśmy już na zewnątrz chłopak wybuchł niepohamowanych śmiechem.Musiałam chwilkę odczekać zanim przestanie się chichrać by móc się na niego wydrzeć.
-No i co cie tak śmieszy?!-warknęłam.
-Ty-powiedział to tak, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Kim ty do cholery jesteś, Verdas?!Najpierw uśmiechasz się do tamtej szmaty, a teraz mnie wyśmiewasz?!
-Vilu-zaczął.
-Nie.Przestań!Pokazałeś jaki jesteś.Idź i się z nią pieprz!
-Ale Violetta co ja zrobiłem?!Tak, zaśmiałem się na to jak nazwała mnie przystojniaczkiem, bo rozśmieszyła mnie twoja mina na jej słowa.Rozśmieszyło mnie to jak bardzo zazdrosna jesteś o mnie i to, że jeszcze nie słyszałem cię tak wściekłej jak na tą dziewczynę.
-Nie jestem zazdrosna-mruknęłam pod nosem oburzona.
-Jesteś kochanie, jesteś.Ale ja jestem tylko twój i nie musisz robić awantur i wściekać się na mnie za tamtą pindzię.Myślisz, że zdradziłbym cie z takim pustakiem?
-Oczywiście, że nie, ale dlaczego nie zareagowałeś jakoś?!Nie powiedziałeś, że jesteś w związku?
-Chciałem się troszkę podroczyć.
-To ci się udało...-westchnęłam, a on przyciągnął mnie do siebie i zamknął w uścisku, który sprawiał, że czułam się tak bezpiecznie.Może i powinnam dłużej się złościć, ale po prostu nie potrafiłam.Ten człowiek sprawiał, że cała złość przechodziła tak samo szybko jak się zjawiła.Po prostu jego ramiona sprawiały, że wyparowywała.Z tego całego zamieszania aż zapomniałam o tym po co tu w ogóle przyjechaliśmy.Mój ojciec.Zadzwoniłam do Angie, by sprawdzić czy przypadkiem nie wrócił już na ślub, ale tak się nie stało.Jak się okazało nikt z nas go nie znalazł, a Jade gdy się o tym dowiedziała zaczęła niszczyć całą wynajętą przez nas salę.Na całe szczęście Pablo dosyć szybko ją zatrzymał i w miarę uspokoił.Niestety tylko chwilowo, ponieważ ugryzła go do krwi i zrobiło się jeszcze więcej zamieszania z opatrzeniem jego ran.
-Musimy go znaleźć, bym potem mogła się nad nim znęcać do końca jego marnego życia.Całą noc spędziłam na tym by zorganizować ten ślub, a on odstawia jakąś szopkę?Lepiej dla niego, by okazało się, że ktoś go porwał, bo jak się okaże, że naprawdę po prostu się nachlał to marny jego los-powiedziałam na co kąciki ust Leona wystrzeliły w górę.
-Coś widzę, że jesteś dziś naprawdę nie w humorze, ale mogę go szybko poprawić-wymruczał i wbił się w moje wargi.Pocałunek był cudowny, jednak chłopak bardzo szybko się oderwał na co lekko się skrzywiłam zawiedziona. -No co?Mamy szukać Germana, a nie się miziać-wyjaśnił rozbawiony i ponownie wsiedliśmy na jego motor.Tym razem skierowaliśmy się w stronę szpitala, tak aby na wszelki wypadek to sprawdzić.
-Pamiętaj, jeżeli chociaż uśmiechniesz się do jakiejś pielęgniarki to jesteś trupem-zagroziłam chłopakowi idąc szarym korytarzem w stronę recepcji.Nie lubiłam tego, że ściany w tych miejscach są tak ponure, przecież te pomieszczenia powinny dawać nadzieję, a nie przygnębiać.
-Ja do żadnej pielęgniarki nie uśmiechnę się nigdy.Nadal pamiętam taką grubą siksę, która nie pozwoliła mi jeździć na desce po korytarzu.
-Kochanie, obawiam się, że miała słuszność.
-Myślisz tak, bo nigdy nie jeździłaś w szpitalu na desce.Dużo rzeczy w życiu cię ominęło.
-Jeżeli nadal będę się otaczać idiotami, sądzę, że będę mogła w końcu to wypróbować, ale raczej w szpitalu psychiatrycznym.
-Szpital to szpital, nie ważne czy ludzie są mniej, czy bardziej pojebani.
-Uwielbiam twoje złote myśli-oznajmiłam i cicho się zaśmiałam.Czasami zaczynałam myśleć, że te mądrości mojego chłopaka naprawdę nie były najgorsze.W takich chwilach rozważałam też udanie się do specjalisty.Co jak co, ale Leoś to nobla nie dostanie.No chyba, że za buźkę mu ktoś da.Chociaż tak naprawdę on jest bardzo inteligenty, po prostu uwielbia się wydurniać.Gdyby go porównać do Andresa to byłby jak taki Einstein.W sumie to każdy w porównaniu do Andresa nim jest.Nie to, że mam coś do Andresa, po prostu trzeba to przyznać, on przeszedł podstawówkę ściągając z łokcia.Tak, słyszałam tą historię, miał ściągę na łokciu.Można?Można.Ciekawi mnie tylko jak bardzo dużą wadę wzroku miał jego nauczyciel by tego nie zauważyć...
W końcu doszliśmy do recepcji i zastaliśmy tam niezbyt miło wyglądającą pielęgniarkę.Zapytaliśmy się czy znajduje się tu ktoś o nazwisku mojego ojca.Kobieta poszperała trochę w papierach, zapytała kim jesteśmy i okazało się, że leży tu niejaki German Castillo.Ogromnie się wystraszyłam, gdy usłyszałam, że miał wypadek i jest mocno poturbowany.Momentalnie zrobiło mi się słabo.Pielęgniarki i Leoś prosili mnie bym na chwilkę usiadła, ale ja musiałam iść zobaczyć co z ojcem.Niestety te kmiotki w białych kitlach mnie do niego nie wpuścili.Leon miał rację, to są skurwiele nie ludzie!Przynajmniej lekarz prowadzący mojego taty poprosił mnie do swojego gabinetu, by wszystko wytłumaczyć.
-Panna Castillo?-zapytał starszy mężczyzna, kiedy weszłam do kremowego pomieszczenia.Siedział przy dużym, dębowym biurku, a na ścianach wisiały liczne dyplomy.
-Tak, jestem córką Germana.Niech mi pan powie, co się stało?Dłużej już nie wytrzymam-powiedziałam, a raczej błagałam lekarza, ścierając łzy.Przez te kilka minut mój tusz zdążył całkowicie rozmazać się na moich mokrych od płaczu polikach.
-Pański ojciec miał wypadek.Spokojnie, ma kilka zwichniętych stawów, ale to raczej nic poważnego.
-Jak to nic poważnego?Przecież podobno był mocno poturbowany!Stan krytyczny!
-Może i ma kilka zadrapań, ale po zwykłym upadku z roweru nie określiłbym jego stanu krytycznym.
-Jaki rower?-zapytałam zdezorientowana.
-Wypadek rowerowy.Ach, kiedy tylko pacjent się obudzi wszystko sobie wyjaśnicie.Nie nastąpi to jednak szybko, gdyż musiał dostać dużą dawkę leków uspokajających i teraz śpi jak niemowlę!Było to konieczne, gdyż nie mogliśmy zrobić pacjentowi badań, był tak nieopanowany.Niektórym to alkohol nie sprzyja...-westchnął mężczyzna.

I wtedy wszystko znów stało się jasne.Czułam się tak głupio, że przez tego jełopa, zwanego również miliarderem i niezwykłym biznesmenem -ale tylko jacyś konkretni debile go tak nazywali- najadłam się tyle strachu.Płakałam przez niego, ale w tamtym momencie, po rozmowie z lekarzem całkowicie go skreśliłam.Nie mogłam uwierzyć, że można być tak nieodpowiedzialnym!Upił się w przeddzień swojego ślubu.Jak moja mama mogła go pokochać?Jak on mógł się wywalić na tym rowerze?!Musiał mieć we krwi niezłą sumkę promili.Szkoda, że IQ miał troszkę mniej.

******
Heejka! :D
Kochane, czy ja wam czasami nie daje tych rozdziałów za często? :'3
Coś za coś ;o (Wiesz, że chodzi mi tu o komentarz XDXD)
Dzisiaj w rozdziale niby coś się dzieje, ale jednak wyszła taka kupa ;p
Nasz German ruska jemioła nie przybył na ślub.Swój ślub :D
A po co ja wam to opowiadam, skoro przed chwilą to przeczytaliście? xD
Mam nadzieje, że nie zanudziłam was na śmierć <3
Przy okazji życzę szczęścia wszystkim, którzy będą pisali test gimnazjalisty ;) Dacie radę!
Jeżeli chcecie next musi być tu 12 komentarzy! :3 Zaskoczycie mnie?
Kocham <3
Buziaki :**
<33

niedziela, 3 kwietnia 2016

One Shot ~ Spotkanie z przeszłością. Część pierwsza.



To nie będzie typowa historia Violetty, którą znacie.
Tutaj nie wszystko będzie składało się do kupy.
Tutaj wszystko wejdzie na inny tor biegu.


Szatynka weszła do ogromnej sali.Ostatnim razem była tu pięć lat temu i choć od tamtego czasu dużo się zdarzyło, studio pozostało takie samo.Rozglądnęła się dookoła, każda ściana, każdy kąt był dla niej masą wspomnień.To tutaj spędziła swoje trzy lata życia, odkrywała siebie i podążała za marzeniami.Jej czekoladowe oczy zaszkliły się od napływu emocji, więc dziewczyna mocniej ścisnęła rękę chłopaka idącego obok.Ten popatrzył się na nią ze współczuciem i szepnął tak by nikt oprócz niej tego nie słyszał :
-Kochanie, możesz mi tak nie ściskać ręki?Wiesz, że jestem delikatny, a ty masz dużo siły.
Violetta od razu puściła rękę swojego narzeczonego i ruszyła dalej.To w tym miejscu go poznała i myślała, że zakochała się od pierwszego wejrzenia, ale po kilku latach spędzonych z Tomasem Heredią zrozumiała, że to bardziej litość niż miłość.Niestety nasza miłosierna Castillo była zbyt dobra by wyznać mu prawdę i codziennie wstawała ze świadomością, że obok niej leży największa ciota na świecie.Nie było jej z nim źle, był czuły - czule całował swoje skaleczenia.Był też bardzo opiekuńczy - bardzo dbał o swój największy skarb, świnkę morską.Jednak ona pragnęła kochać i być kochaną, a jedyną osobą, która darzyła ją tym uczuciem był jej ojciec, który wylądował w psychiatryku.Doskonale pamiętała ten dzień, kiedy panowie w białych kitlach zawinęli Germana w kaftan.Szatynka nie była z tego powodu jakoś bardzo smutna, wiedziała, że jej ojciec tego potrzebuje.Zawsze był nadopiekuńczy, ale po tym jak zamknął ją w swojej łazience tylko po to by nie spotkała się z Heredią troszkę przegiął.Chciał ją tam potrzymać tylko kilka minut, by móc odstraszyć chłopaka, ale nagle zadzwonił do niego Ramallo, który powiadomił go, że mają ważny wyjazd i Castillo pojechał w dwudniową delegację nie myśląc o córce zamkniętej w łazience.Jako iż dziewczyna nie była zbyt lubiana, nikt do niej nie dzwonił, więc nawet nie zauważono jej zniknięcia.Niestety ale lekarze nie zrozumieli faktu, że każdemu zdarza się zapomnieć o córce w kiblu i wyjechać.

W tym samym czasie do sali weszła wysoka blondynka, ubrana elegancko i z klasą.Lubiana, sławna, piękna i samotna Ludmiła Ferro.Bardzo ucieszyła się na wiadomość, że ma się odbyć bal absolwentów i znów zobaczy starą klasę.Uwielbiała czas nauki w studio.Trzeba przyznać, że to ona zawsze grała główne role żeńskie, śpiewała solo na koncertach.Jednak było coś co sprawiało, że od razu odechciewało jej się tu przychodzić.On.Myślała, że to miłość na zawsze, jednak troszkę się pozmieniało.Kiedy zrywała z Federico czuła jak jej serce rozrywa się na strzępki, ale nie umiała postąpić inaczej.Wiedziała, że go tu spotka i tak też się stało.Federico Pasquarelli siedział na jednym z krzeseł przy Leonie Verdasie.Blondynka dziwiła się, że tak bardzo się zmienili, tak dawno się nie widzieli, a i tak wspaniale im się rozmawiało.Kiedy Włoch przypadkiem ją zauważył poczuła uderzającą falę ciepła i szybko odwróciła wzrok.Nie mogłaby już z nim być.Było im tak wspaniale, ale on wszystko schrzanił-tak przynajmniej wmawiała sobie dwudziesto trzy latka.Przecież to on zaczął pić, zaczął nie wracać na noc.Potem narkotyki, imprezy, to szło za szybko, a on w tym tempie staczał się na dno.Blondynka nie wiedziała jak mu pomóc, oddalili się od siebie, a ona postanowiła go zostawić na pastwę losu.Wolała, by poszedł do swoich przyjaciół żulów niż być przy nim w tym trudnym okresie.Po prostu ona sławna modelka, a on?Menel?Podobno przeciwieństwa się przeciągają, ale niefajnie byłoby chodzić na gale z nawalonym narzeczonym bredzącym idiotyzmy i wyzywającym reporterów.

Federico w tamtej chwili nie był również do końca trzeźwym.Jednak był na tyle przytomny by wiedzieć co się dzieje.Całkowicie zatracił się w rozmowie ze swoim najlepszym przyjacielem.Chociaż ostatnio Verdasa w tym zadaniu wyręcza wódka.Trudno się dziwić, wódka nie ocenia, wódka po prostu jest.Kiedy Meksykanin zapytał go jak z Ludmiłą, ten się lekko spiął.Dostrzegł ją w tłumie, taką piękną.
-Cholernie boli mnie patrzenie w jej oczy.
-Wiem.Zawsze wiedziałem, że ma coś z bazyliszka, skubana.
-Leon, wiesz o co mi chodzi.Po prostu wstyd mi.
-Nie, Fede.Wstyd to mi jest przed sobą jak ogarnę, że laska z którą się lizałem wcale nie była taka ładna jak mi się wydawało na imprezie.Nadal nie rozumiem dlaczego w tych knajpach tak ciemno!Na świetle oszczędzają debile, a ja się już tam z milion razy wyjebałem.Za każdym razem sobie obiecuje, że tym razem przyjdę z latarką!Zaraz...O czym ja to mówiłem?-zastanowił się chłopak i wziął łyka soku.-Już pamiętam!Tobie nie jest wstyd.Ty się po prostu boisz.Boisz się, że gdy spojrzysz w te oczy będzie to ostatni raz gdy je ujrzysz.
-Stary, niestety masz rację, ale weź mi powiedz jedno.Skąd ty takie mądrości życiowe bierzesz?!-zapytał Włoch, ale w odpowiedzi dostał tylko śmiech przyjaciela.

Faktycznie odpowiedź na to pytanie była trudna.Skąd Verdas mógł wiedzieć i to na dodatek trafnie, co w tej chwili czuł Pasquarelli?Przecież on nie miał nigdy takich problemów.A raczej on nigdy nie miał żadnych problemów.Chyba, że problemem można nazwać "Przeleciałem już wszystkie laski w mieście".Jest przystojny, istne bożyszcze kobiet.Na dodatek zdolny, w motocrossie nie ma lepszych.Bogaty też jest, do tego zabawny i charyzmatyczny.Więc co z nim nie tak?Dlaczego każdej nocy w jego łóżku jest inna kobieta?To samo pytanie żądają mu wszyscy, którzy nie poznali go bliżej. Którzy nie wiedzą, że choć na oko ma wszystko, nie pozostało mu już nic.Wszystko co kochał-odeszło.Na zawsze.Młodszy brat.Rodzice.I ona.Ukochana.Dziś wszyscy nie żyją.Chcieli urządzić mu niespodziankę, zorganizowali wszystko, ale zanim cokolwiek się zaczęło płomienie wtargnęły nieproszone.To były jego szesnaste urodziny.Kiedy przyjechał do domu, zastał tylko ogień pożerający jego dom i choć pożar udało się ugasić, nikt nie przeżył.Nie było dnia by o nich nie myślał, żałował.Czuł się temu wszystkiemu winny, a z biegiem lat tęsknił coraz bardziej.Urządzili mu naprawdę niezapomnianą niespodziankę.

Sala zaczynała się wypełniać ludźmi.Między znanymi twarzami pojawiła się również Włoszka.Jej entuzjazm był widoczny z odległości kilometra, a uśmiech zaraźliwy niczym ebola.Rozmawiała z każdą napotkaną osobą i rozsiewała swoją radość.W pewnej chwili jej uśmiech natychmiast zszedł z twarzy, a usta wykrzywiły się wymawiając kilka przekleństw, których nie powstydziłby się największy dres na dzielni.Ludzie zawsze się dziwili, jak taka przemiła i pomocna dziewczyna może kogoś tak nienawidzić.Zresztą ze wzajemnością.Camila również nie szczędziła w obelgach skierowanych do czarnowłosej.Myślała, że w tym dniu, po wielu latach, nareszcie dadzą sobie spokój, odpuszczą.Tak się jednak nie stało.Nawet nie próbowały się powstrzymywać, gdyby tylko było mniej osób na pewno zaczęłyby kolejną w ich wydaniu szarpaninę.Znajomych nie zdziwiło to jak szydziły z siebie, nawet po takim czasie nie zapomnieli, że one tak zwyczajnie się nie trawią.Tak działo się od kiedy na drodze ich znajomości stanął on.Leon Verdas.Francesca zakochała się w nim bez pamięci już w pierwszej klasie, ale chłopak nawet przez chwilkę nie pomyślał o przyjaciółce w ten sposób.Była dla niego ważna, ale nie w ten sposób.Zaś Leona z rudowłosą nie łączyło nic, więc bez żadnych skrupułów rozkochał ją, przeleciał i zostawił.O dziwo Włoszka niewyobrażalnie zazdrościła tego Torres, oskarżała ją o to, że chociaż wiedziała co czuje do chłopaka i tak to zrobiła.Dlatego też uraza została dotąd i gdy tylko tamta wspomniała o Meksykaninie, zaczęła się niezła bitka.Na całe szczęście dziewczyny zostały od siebie szybko oderwane przez Maxiego, który do tej pory nie wychodził z ukrycia.Lepiej by było gdyby jeszcze przez chwilkę w nim pozostał, ponieważ odseparowując dziewczyny nieźle wkurzył Diego, który już robił lewe zakłady z naiwniakami o to, która z dziewczyn pierwsza zemdleje.


Po kilkunastu minutach wszyscy byli uczniowie klasy 1d zebrali się w jednym pomieszczeniu.Była tam litościwa Violetta, ciotowaty Thomas, egoistyczna Ludmiła, uzależniony Federico, zaliczacz lasek pokrzywdzony przez los Leon, niewybaczająca Francesca, puszczalska Camila, Maximilian o którym świat zapomniał, mafiozo Diego, mało inteligentny Andres wyrywający wszystko co się rusza i niepotrafiąca się nikomu postawić Naty.Najmniej lubiana klasa w całym studio.Znajomi z zaciekawieniem się sobie przyglądali.Niektórzy zapomnieli nawet o swoim wzajemnym istnieniu.
-Tyle się nie widzieliśmy, trzeba nadrobić stracony czas-powiedziała entuzjastycznie Ludmiła i wyciągnęła z torebki alkohol.
W ten sposób zaczęło się ponowne nawiązywanie więzi, utraconej przez czas i życiowe wybory.Wszystko nagle jakby cofnęło się w czasie, czuli się jakby te kilka lat było zaledwie tygodniem rozłąki.Oczywiście nie dla wszystkich, wstawiona Francesca nie przestała wyzywać rudowłosej, a Ludmiła nawet nie myślała o rozmowie z Federico.Jednak alkohol sprawia, że ludzie robią różne rzeczy, które mogą zmienić wiele w naszej przyszłości i tym razem również nie mało namieszał w życiu dwadzieścia paro latków.Przebiegu tego wieczoru nie przewidział nawet prorok Izajasz, bo kto mógłby się spodziewać, że...


******

Heejka ziomeczki :D
Tak sobie pomyślałam, że bardzo dawno nie było one shota :)
Troszkę krótki, chciałam opowiedzieć wam troszkę życiu każdego z nich ;P
Ogółem kiedyś chciałam z tego zrobić nowe opowiadanie, ale została przy miniaturce ;*
Jak widać w nagłówku, jest to dopiero część pierwsza i jeżeli wam się spodobała zobaczycie również dalszą część ;*
Byłoby bardzo miło, gdybyście skomentowali <3
To co?Ucieszycie Domcie? xD
Tymczasem rozdział 74 już prawie gotowy ;)
Ostatnio jestem jakaś zbyt dobroduszna :'D
Więc czekam na komentarze!
Kocham <3
Buziaki :**
<33