Strony

niedziela, 28 września 2014

Rozdział 7-Będę rzygać kolorową tęczą.

Leon

Cali przemoknięci wyszliśmy z wody i skierowaliśmy się do domu po suche ubrania.Woda kapała z nas ciurkiem, ale szczerze mówiąc niezbyt mnie to obchodziło, bo bluzka Violetty całkiem przylgnęła do ciała, przez co mogłem podziwiać jej czarny stanik osadzany jakimiś kryształkami i innym chłamem.

-Skoczyliście?-było pierwszym pytaniem jakie usłyszeliśmy przekraczając próg.
-Oczywiście-odpowiedziałem dumnie, kierując się do swojej walizki, z której wygrzebałem pierwszy lepszy biały podkoszulek.
-Jesteście powaleni.Wszystko w porządku?Jezu, to było niebezpieczne!Też bym kiedyś chciała tak skoczyć.Ale jesteście pewni, że nic wam nie jest?
-Jesteśmy pewni, nie musisz się martwić Lu.
-Ale wiesz Leon, że my już wszystko wiemy o Stefanie, kinie itd.?
-Naprawdę?Nawet to, że Maxi się zesrał jak uciekaliśmy?!
-Verdas!!!!Zabije cię!!!! Tego im nie mówiłem!!!!!-twarz Ponte stała się całkowicie czerwona i zaraz po tym jak na mnie nawrzeszczał, zaczęliśmy się gonić przez kilka minut, aż w końcu się wywaliłem, Maxi potknął się o mnie, a biegnący za nim Fede, który próbował nas rozdzielić nie zdążył wyhamować i wpadł do jeziora.Na szczęście zmyśliłem dziewczynom, że 'zesrał się' tak w przenośni, miało to oznaczać że się przestraszył, ale cóż, gdybym opowiedział im. że po tym jak zaśpiewałem "Mamma Mia" Maxi kucnął i zaczął się wypróżniać, a ta Halina ze strachu zawołała Stefana to chyba by mnie zabił ze wstydu.Ale cóż ważne że dziewczyny uwierzyły w to, że Maxi się przestraszył, w końcu nie muszą wiedzieć wszystkiego.

-Ej, mam jedną prośbę-zaczął Fede, kiedy wszyscy siedzieliśmy już w salonie.
-Jaką?
-Czy nie chciałybyście na noc do pokoju Andresa?Wiecie, on może spać na podłodze.
-A czemu nie może być z wami w pokoju?-dopytała Violetta, opierając głowę na mojej piersi.
-No bo.... On chciał iść do was, ponieważ u nas jest zbyt ciemno w pokoju-wypalił Brodway.
-Zbyt ciemno?Mów prawdę, albo wcisnę ci masło w mózg-zagroziła Ferro, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.No bo co jak co, ale masło w mózg?Okej, wiec nie tylko ja mam tak pochrzanione groźby.
-Co? Ale ja nie chcę iść do dziewczyn!Tm nie będę mógł przywoływać kosmitów-poskarżył się Argentyńczyk zakładając ręce na biodra, niczym pięciolatek.
-Chłopaki, chcieliście nam wcisnąć Andresa?Nie jesteśmy takie głupie.
-A wiecie, że ja tu jestem, wszystko słyszę i też mam uczucia?!-zapytał mocno wkurzony Andres, który odszedł, a z uwagi na to, że to mój kumpel, pobiegłem za nim i powiedziałem mu o naszej obietnicy przez którą niestety mam wiele kłopotów.Ta obietnica polega na tym, że jeżeli kumpel potrzebuje kumpla to ten musi mu pomóc, więc ja powiedziałem mu, że potrzebuje go, bo bez niego nie będzie zabawy, chociaż pewnie większa była by bez niego, ale trudno...Czasami wydaje mi się, że Andres nadużywa tej obietnicy, raz musiałem jechać z nim do jego babci kopać ziemniaki.
Wróciliśmy do przyjaciół gdzie każdy przeprosił Andresa.
-Ale za co wy mnie przepraszacie?
-No za to jak cię traktowaliśmy.
-Ale ja się obraziłem za to że uważacie, że kosmici nie istnieją, a istnieją i żyją w okół nas!
-Tak,tak Andres,przy okazji znam pewnego psychiatrę, dać ci jego wizytówkę???-powiedziałem a reszta się zaśmiała.
-A skąd znasz tego psychiatrę??
-A spotkałem go z Violą w parku,niestety jest trochę ślepy ale dam ci jego wizytówkę trzymaj.
-Dzięki.
-Wiecie że jest już 00:20 , może czas spać????
-Okej ale jutro bawimy się do rana!!!!
-No to dobranoc!
-Dobranoc.

Naty

Obudziłam się dość wcześnie ze świadomością, że muszę dzisiaj powiedzieć Maxiemu to co czuję.Mam nadzieję, że mnie nie wyśmieje!Tak strasznie się boję.Ale trudno, muszę się wreszcie odważyć, dam rade!Weszłam do pokoju chłopaków i powoli obudziłam Maxiego.
-Coś się stało Naty???-zapytał zaspanym głosem.
-Nie, ale nie mogłam dłużej czekać, czy możemy wyjść na dwór porozmawiać?
-Tak, chodźmy.Ja też muszę ci coś powiedzieć, ale ty możesz mówić pierwsza.
-Nie, nie, ty powiedz pierwszy.
-Kobiety pierwsze.
-Maxi!!!Ty powiedz pierwszy!
-Okej, a więc,ja....ja yyy
-Przecież cię nie ugryzę, Maxi.
-Kocham cię.
-C-co?Ale jak?T-to znaczy dobrze!To wspaniale!J-ja ciebie też-już mieliśmy się całować, lecz był ktoś kto nam przeszkodził.Dlaczego daszek Maxiego mnie nie lubi.W tak ważnym momencie dla nas musiałam uderzyć w niego głową.
-Przepraszam.-powiedział kiedy jego czapka miała spotkanie z moim czołem.Teraz raper przekręcił ją do tyłu a nasze wargi spotkały się w delikatnym pocałunku.Naszą cudowną chwilę przerwał Fede i Leon
-Hejka stary chcesz trochę???-powiedział  Fede, wyciągając paczkę skittlessów.
-Chłopaki nie widzicie że przeszkadzacie??-krzyknął wkurzony Maxi.Tak słodko zmarszczył przy tym nosek.
-Zjedz snickersa-odezwał się Leon.
-Po co??
-Bo jak jesteś głodny to zaczynasz strasznie gwiazdorzyć-dokończył Federico.
-O co wam biega???
-Hej, nie bądź jak twój stary, weź mentosa.
Maxi już miał im coś powiedzieć gdy nagle podbiegła do nas Cami.
-Sorry za ich zachowanie.
-Nic się nie stało, ale co im jest?-zapytałam przejęta.No i trochę też rozbawiona.
-Przyszedł dzisiaj taki gość, który sprzedał im 5 kg skittelsów, które zjedli w ciągu jakiś 2 minut z pomocą Violi i Lu.
-5 kg??Czy ich powaliło?!
-Chyba tak.
-Fede,zaraz będe rzygać kolorową tęczą.-krzykną Leon
-Ja też stary,ja też...
-Lepiej weźmy ich do domu.
Kiedy zaprowadziliśmy ich do domu ujrzeliśmy Brodwaya i Fran którzy próbują złapać Violę i Lu latające po pokoju.
-Mój misiek już wrócił!!!!Nareszcie!!!!-powiedziała Viola i wskoczyła na plecy swojego chłopaka.
-Patataj mój koniku!!!!
-Co????Viola co ty gadasz???Przecież ja nie jestem koniem!!!-nareszcie Verdas skończył świrować!
-Ja jestem jednorożcem!!!!
-Co???naprawdę,ja nie wiedziałam.
-Nic się nie stało,lecz niestety muszę wracać do swojego królestwa gdyż właśnie rozpoczęła się wojna z centaurami.Kocham cię Violu,lecz nie obiecuję że wrócę żywy.-powiedział i poszedł na pierwsze piętro.
-Przepraszam Lu lecz ja muszę mu pomóc,to mój przyjaciel,do widzenia!-i odszedł za Verdasem.
-O co tutaj chodzi???Już nic nie ogarniam!!! Nie było nas przez 10 minut!!!!
-Gdzie mój LEON???Gdzie mój kochany jednorożec?????Już na nic nie mam siły...
-Vilu wstawaj,nie możesz się poddać,nie teraz,kiedy oni potrzebują nas najbardziej.
-Wygraliśmy wojnę!!!!!!-zbiegli dumni faceci.
-Dlaczego nie jesteście zdziwieni????
-Bo nic nie zaskoczy tego kto widział niskie ceny w biedronce!!!!-dowaliła Lu
-Wiecie co,może pójdziecie świętować zwycięstwo do łózka,pośpicie a jak się obudzicie to wszystko wróci do normy.
-Czemu nie,dobranoc.
-Dobranoc.
Poszli do swoich łóżek i zasnęli
-A gdzie tak ogólnie jest Andres????
-Jezu!!!Nie mam pojęcia!!!Szukajmy go-krzyknęła Fran.
-Tu jestem!!!!!!-Krzyknął Andres schowany w szafie.
-Czemu siedziałeś w szafie??
-Dlatego ponieważ Verdas powiedział mi że nikt nie może poznać przepisu na chamburgery z mc-donalda i musiałem tutaj siedzieć i czekać aż ktoś powie hasło.
-Wiesz że mogłeś po prostu wyjść.
-Wiem ale wtedy Fede postrzelił by mnie kulkami z papieru.
-Aaaaaa.
-Może my też się zdrzemniemy.
-Ale jest po południe.
-Tak ale to popołudnie trwało w nieskończoność.
-Racja,miejmy tylko nadzieję że jak świry się obudzą to będą normalni.
-Oby.

******
Dość powalony rozdział ( i to bardzo )ale mi się podoba :)
Mam nadzieję że po tym rozdziale nikt nie będzie musiał iść do psychiatry xd
koffam was ;)

piątek, 26 września 2014

Rozdział 6 -Razem potrafimy latać!

Leon


-Gdzie oni są???denerwuje się.-powiedziała Viola.
-Ej,nie martw się zaraz przyjadą.
-Wiem,dziękuje mój chłopaku-Przybliżyła się do mnie i już mieliśmy się całować gdy nagle...
-JUŻ JESTEŚMY!!!!!!!!
-Nareszcie,ile wy jechaliście????
-Nieważne,rozkręcamy impre!-krzyknął Maxi.
-Może najpierw się rozpakujemy????
-Torba nie zając nie ucieknie,bawimy się!!!!!

German

-Angie?!Co ty tu robisz??
-German,ja już tak dłużej nie mogę,Violetta musi poznać prawdę.
-Wiem już ją na to przygotowuję.
-Kiedy wróci?
-Za tydzień.
-I ty pozwoliłeś jej jechać na tydzień???
-Tak,będzie tam Verdas.
-Chłopak???Czy ja dobrze słyszę,puściłeś ją z Leonem??
-Tak to syn moich wspólników,a skąd ty go znasz??
-Przecież jestem nauczycielką w studiu gdzie on się uczy,zresztą tak jak twoja córka.
-No tak racja.Mam do ciebie pytanie.
-Jakie???
-Czy nie chciałabyś zostać guwernantką Violi,mogłabyś spędzać z nią więcej czasu.- i przy okazji ze mną.W odpowiedzi uśmiechnęła się słonecznie,pokiwała i przytuliła mnie ze szczęśćia.
-Dziękuje.
-To ja dziękuje.

Ludmiła.


-Ludmiła chodź ze mną na chwilę.-Zawołał mnie Fede a ja poszłam za nim.Gdy odchodziłam słyszałam ciche szepty.Szliśmy w ciszy aż w końcu stanął i zaczął mówić.
-Lu ja wiem że jesteś zakochana w Verdasie,ale ja nie mogę wytrzymać,podobasz mi się.
-Nnna pprawdęę??
-Przysięgam na moje włosy.Powiedz,czy ty też czujesz coś do mnie??- przysiągł na włosy,on chyba nie żartuje.
-Tttak,chyba tak.-przyciągnął mnie do siebie i pocałował.Sama nie wiem czy to dobrze czy źle.
Na pewno jest kimś bliższym ale co z Leonem,z boskim Leonem?Kocham go ale wiem że on mnie nie i nie mogę się więcej łudzić,muszę spróbować z Fede.Przestaliśmy się całować dopiero kiedy usłyszeliśmy krzyki chłopaków.
-Może lepiej do nich chodźmy.
-Oczywiście.-Kiedy doszliśmy do przyjaciół okazało się że kłócą się o błahostkę która prawdę mówiąc też mnie interesuje.
-Leon proszę!!!-mówiła Viola.
-Ale po co wam to???
-No bo chcemy wiedzieć-powiedziałam.
-Ale co??-pytał Fede.
-No czy ta staruszka zawołała Stefana!
-Nieważne-odpowiedział Maxi który stał się czerwony jak burak.
-Maxi...co się tam stało?
-Nniiicc...-on coś kręci.
-A więc co powiecie na wyzwanie,my wygramy to powiecie co się stało,a jak przegramy to koniec tematu.
-Wyzwanie przy...- nie zdążył przyjąć wyzwania gdyż usta zakryli mu koledzy.
-Jakie to wyzwanie??-spytał Brodway.
-Hmmmm...widzisz tą górę?
-Oczywiście.
-A więc,zakładam się że nie skoczysz z tego klifu.
-UUUUUUUU-powiedziały dziewczyny.
-Pfff,proste.
-A na dodatek masz tam wejść z Violą na plecach i masz na to 2 godziny,wymiękasz?-byłam pewna że zrezygnuje,no bo nikt nie jest tak głupi żeby tam wchodzić.
-Licz mi czas.
-CO???Verdas nie rób tego!!1
-Viola wskakuj,a y liczcie czas.
-Co,nie!
-To wezmę cię siłą-wziął ją na ręce i powędrowali.
-Chłopaki,powiedzcie mi prawdę jak było a odwołam ten zakład.
-Okej,a więc graliśmy w prawda i wyzwanie no i było wyzwanie, więc Leon musiał iść pod jakiś dom i zaśpiewać " Mamma Mia ,jakaś staruszka się wkurzyła i zawołała swojego męża,Stefana , on przyszedł ze swoim synalkiem i powiedział że jeżeli nauczymy podrywania jego syna to nie wezwie policji,później okazało się że ten syn który nie umie flirtować to znajomy żula spod biedronki  która znajduje się obok domu Maxiego.Dostaliśmy kupon na żubrówkę po tym jak obiecaliśmy przez rok nie kupować w lidlu,następnie pojechaliśmy do domu Andresa ale on uparł się że w tamtym roku nie miał imprezy urodzinowej i przez godzinę gadał nam że mamy jechać z nim do Las Vegas a że jakoś nie mieliśmy na to ochoty postanowiliśmy pójść do kina na jakiś horror a że po seansie Andres zrobił nam awanturę że nie chce wracać do domu bo po drodze zaatakuje go Lord Voldemort przyjechała policja i w ogóle zaczęli sprawdzać czy nie jesteśmy pijani,byliśmy trzeźwi więc musieliśmy tłumaczyć że Andres jest po prostu chory psychicznie ale i tak dali nam mandat za naruszanie spokoju...-powiedział Fede.
Nasze miny były bardzo podobne,każda z nas nie mogła wyjść ze zdziwienia jak chłopaki spędzają czas.
-Ale wiesz że chciałyśmy tylko wiedzieć czy staruszka wezwała Stefana.
-No to już wiesz wszystko.Aha i jak byście chciały to Halinka ma warzywniaka na miodowej jak coś to mamy 25% zniżki.
-Halinka?
-No tak,ta staruszka.
-Ej my tak gadu gadu a co z Leonem i Violą.
-Pewnie zatrzymają się w okolicznych krzakach i....-nie zdążył dokończyć Maxi gdyż dostał od Fran.
-Ciekawe czy oni wiedzą że my wiemy że oni są parą.-oni są parą,co????czy mnie coś ominęło.
-A oni nadal idą,może ktoś do nich zadzwoni?
-Ok ja zadzwonię-powiedziałam i dzwoniłam lecz gdy usłyszałam głos dzwonka w jego plecaku zaprzestałam.
-Zostawił tu telefon.
-A Viola?
-Chyba nie ma tam zasięgu.
-No to zostało nam czekać.

Violetta

-Leon,dlaczego to robisz???
-Co??
-Dlaczego tam idziemy,nogi mi odpadają.
-Chodź,wezmę cię na ręce.
-Serio?
-Tak zresztą to niedaleko.Byłaś już kiedyś na szczycie góry?
-Nie.
-A więc musimy wyjść.
Po 20 minutach dotarliśmy a mi zaparło dech w piersiach.
-I jak się podoba mojej księżniczce??
-Tu jest pięknie.Dziękuje że mnie tu zaniosłeś.
-Nie ma sprawy,a teraz najlepsza część.Zamknij oczy i pomyśl że jestem tu tylko ty i ja,że jesteśmy sami na świecie i że razem potrafimy wszystko,że razem potrafimy latać.A teraz uwierz mi i daj się ponieść powietrzu,niech ono kontroluję twoje ciało.Viola?
-Tak?
-Ufasz mi?
-Oczywiście!
-Więc na trzy cztery zrobimy krok do przodu.
-Dobrze.-uśmiechnęłam się i nawet nie zastanawiałam nad ty co robię.
-trzy cztery-powiedzieliśmy równo i wykonaliśmy skok.To było coś niesamowitego.Cały czas trzymałam Leona za ręke,Było tak jak mówił,przez chwilę nie było nikogo oprócz nas,liczył się tylko on i nasza miłość,mogliśmy fruwać!Lecz to szybko minęło i wpadliśmy do wody.Nawet nie wiem
jak to się stało ale nasze usta zetknęły się pod wodą w delikatnym a zarazem namiętnym pocałunku który idealnie oddawał nasze uczucia.Gdy zabrakło nam powietrza wynurzyliśmy się z wody i zaczerpnęliśmy tlenu.
-Kocham cię i nawet nie umiem wyrazić tego jak bardzo.
On w odpowiedzi znów złączył nasze wargi które tak bardzo kocham.Nasze pocałunki za każdym razem są po prostu magiczne,nie umiem inaczej tego wyrazić.

******
Kolejny lipny rozdzialik przy którym troszkę się namęczyłam.Może chociaż część o Stefanie wam się spodoba :P.I nie wiem czy wolicie Fede i Fran czy może Fede i Lu bo z tą 2 parą mam więcej śmiesznych wątków ale Fedesce (nwm jak się piszę) też lubię.Na weekendzie pojawi się więcej rozdziałów (chyba xd ) koffam was.Przy okazji to już tydzień,dziękuje każdemu kto czyta te moje wypociny!Czekam też na komentarze z tym co mogłabym zmienić na blogu i jakieś sugestię co mogę poprawić! Jeszcze raz dziękuje za ten tydzień!

środa, 24 września 2014

Rozdział 5-Puk,puk!

Violetta


Siedziałam wtulona w Leona już od jakiś 15 minut.To było takie piękne.Nigdy nawet nie marzyłam o tym by się zakochać, a teraz byłam z moim ukochanym na plaży, a w okół nas są góry.Tak, nazwałam Leona moim ukochanym i właśnie upewniałam się w stwierdzeniu, że tak było.Ani razu nie czułam się tak szczęśliwa, bezpieczna i kochana jak teraz.Miałam nadzieję, że to się nigdy nie skończy, że nasza miłość nigdy się nie skończy.
-Mówiłem ci już jak bardzo cię kocham?
-Może,ale nigdy nie będziesz mnie kochał tak jak ja ciebie.
-Wiesz że to nieprawda?
-Misiek, wiem, że nie chce się z tobą kłócić, ale to ja mam rację.
-Misiek?-powiedział zadowolony.
-Dla mnie możesz być moim słoneczkiem, misiem, kocurkiem, tygrysem, ale ważne że moim.
-Jesteś słodziutka.
-Wiem.
-Za dużo przebywasz ze mną-zaśmiał się, a ja cichutko zachichotałam.
-Taka prawda i jeszcze jedno, mam do ciebie pytanie.
-Jakie?
-Wiem, że to tylko formalność ale...Czy chcesz być moją dziewczyną?
-Oczywiście.

Maxi

-Ile jeszcze?Jedziemy już około godziny!-zapytałem znudzony.
-Nie przesadzaj!To dopiero połowa drogi.
-Co?Ciekawe czy Verdas dojechał już.
-Zadzwońmy do niego.

~Hallo?Maxi, jesteś tam?~
~Tak, tak,dojechaliście już?~
~Jesteśmy tu już jakieś 40 min a wy?Kiedy będziecie?~
~Co?! Jesteście tam 40 min??My będziemy jechać jeszcze godzinę!~
~Współczuję~
~Muszę już kończyć, nara~

-Fede, nie możesz przyśpieszyć?Oni już pewnie zajęli najlepsze łóżka!
-No dobra, dobra.Pojadę na skróty.

5 minut później.




-Jak ty to zrobiłeś??
-NIE MAM POJĘCIA!!!!!!Chcieliście być tam szybko to macie!
-MUSIMY COŚ ZROBIĆ!!!!!MAM NOWE BUTKI I JEŻELI JE ZNISZCZĘ TO ZABIJE WAS!!!!!-Lu jak zawsze o sobie.
-Nie panikujmy.
-Nie panikujmy, tsa, Fran ty zwariowałaś!!!
-Wcale nie zwariowałam tylko myślę logicznie.Podzielmy się na grupy i poszukajmy jakiegoś domu.
-Po co nam dom?
-Żeby zadzwonić do Verdasa, by po nas przyjechał?
-W porządku, to ja idę z..Naty-widziałem jak się uśmiechnęła-Fran z Cami i Broadwayem, a Lu z Fede.
-Z tym idiotą???-spirunowaliśmy ją wszyscy wzrokiem.-Okeeej.

Ludmiła

Dlaczego muszę iść z nim?No dobra przesadziłam ale czemu on?Jest przystojny, ale przecież z nim zginę w tym lesie na sto procent!
-Spotykamy się za 2 godziny dokładnie tuta, dobrze?-zapytała Cauviglia.
-Tak-potwierdziliśmy chórem.
-No to idziemy, Fede!

***
-Idziemy już pół godziny i nadal nic, może wracajmy, robi się ciemno.
-Poczekaj, tam chyba jest dom.Chodź!
-Chyba cię powaliło!Ja tam nie idę!Chyba tylko psychopaci mieszkają sami w lesie!
-A ja myślałem, że Ludmiła Ferro nie boi się niczego!
-No bo się nie boi!A teraz rusz 4 litery i idziemy tam.
Dlaczego ja taka jestem, muszę ulegać.UGH...

-Ty pukasz!
-Cooo,ja??Dziewczyna???
-Przecież tylko żartowałem, zawołamy puk puk żeby jak coś mieć więcej czasu na ucieczkę!
-Baba!-zakpiłam, ale on zbytnio się tym nie przejął i wykonał swój 'genialny' plan.
-Puk, puk!!!
Powoli drzwi się otwierają i coraz bardziej skrzypią.Poczułam niepokój i obawę.Jestem coraz bardziej przerażona aż w końcu drzwi są otwarte na oścież a w nich ta postać(nie przestraszcie się :P)

-AAAAAAAA!!!!!!!!!!!!
-Uciekajmy!!!!!-krzyknęłam i pobiegliśmy.
-Ała!!-wrzasnął nagle Włoch.
-Co się stało, Fede??-zapytałam klęcząc przy chłopaku.
-Postrzelił mnie!
-Czym, kiedy, jak?-zaczęłam panikować.
-Łukiem, przed chwilą.
Pocałowałam go jeszcze, a jego powieki zaczęły powoli się zamykać.
-Nie umieraj proszę!
-Kocham cię Lu-tym razem jego powieki zamknęły się na dobre.Płakałam i płakałam, lecz nic nie mogłam zrobić, było za późno,i nagle...BUM,budzę się w samochodzie!
-Co się stało???
-Nadal jedziemy bo ktoś nie umie przyśpieszyć!
-No dobra, dobra pojadę na skróty!
-NIE!!!!!!-pisnęłam.
-Dlaczego??
-Bo czuję że stanie się tam coś strasznego-stwierdziłam krótko, przypominając sobie ten dziwny sen.
-Ok.
-Czyli jeszcze 2 godziny jazdy.
-Dokładnie.
-To przynajmniej puść muzę.
-Na fulla !

***
Sorry że taki krótki i dziwny ale nie dawno oglądałam drogę bez powrotu i coś mnie tchnęło.Zresztą,czy ktoś to w ogóle czyta????Chyba nie...trudno muszę czekać!

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 4~Bo zawołam Stefana!!

Violetta

Nadal nie wierzyłam w to co się stało.Po ochłonięciu uświadomiłam sobie, że chyba czuję do Verdasa coś naprawdę głębszego.Nie przyjaźń, nie zauroczenie.Ale jak ja miałam mu to wytłumaczyć?Wiedziałam, że będę bała się spojrzeć mu w oczy, ale gdyby tylko zaczekał chwilkę, dosłownie sekundkę.Dał mi odetchnąć, pomyśleć, przeanalizować całą sytuację.Teraz czułam jak moje serce krwawi, a jedynym chirurgiem umiejącym je wyleczyć był Leon.Potrzebowałam go w tej chwili, bo wiedziałam, że łączy nas jakaś więź i on doskonale to rozumie.
Nawet nie zauważyłam kiedy byłam już pod domem, wzięłam głęboki oddech i weszłam.Przez drogę starałam się jakoś poprawić swój wygląd, dojść choć w miarę do porządku.
-Violu, gdzie ty byłaś?
-Mówię ci, że w sklepie.
-W takim razie gdzie masz zakupy?
-Co?!Nie wzięłam ich!Cholera!Wracam się po nie!
I znowu skłamałam.
-Nie, obejdziemy się bez chipsów, a zresztą Olga na pewno nam coś upiecze-stwierdziła Włoszka.
-Racja.No to co robimy najpierw?
-Może....Sprawdzimy jakie nasza Castillo ma ciuszki?-zaproponowała Lu.
-Jasne!-krzyknęłyśmy i natychmiast dziewczyny dobrały się do mojej szafy.Najbardziej zadziwiła mnie Ludmiła.To z jaką szybkością przeglądała ubrania było nie do opisania.
-Violu masz szminkę?-zapytała ruda.
-Tak, gdzieś tam jest-wskazałam na kosmetyki i pomogłam koleżance w odnalezieniu przedmiotu.
Kiedy wreszcie Ferro wygrzebała ubranie godne jej spojrzenia, robiłyśmy sobie nawzajem makijaż.
-I jak wyglądam?-zapytałam, kręcąc się dookoła.
-Świetnie, czas na fotki!

 Jak małe księżniczki, albo raczej puste nastolatki bawiłyśmy się pozując do idiotycznych zdjęć.Naprawdę genialnie spędziłyśmy ten czas, czułam się szczęśliwa.Nareszcie miałam nadzieję, że to są osoby, którym mogę zaufać.
-Zdjęcia są cudowne!
-Naty, czy mi się wydaje czy tobie podoba się Maxi-tak nagle, kompletnie z dupy, Ludmiła zmieniła temat.I weź tu zrozum człowieku jej temperament.
-Nie...
-To czemu jesteś czerwona jak burak?Hm?Nie pitol nam tu, Natalia!-zagroziła blondynka.
-No dobrze, podoba mi się, ale niestety ja jemu nie.
-Ciebie powaliło, on jest w tobie zakochany na maxa.Nie bądź taka skromna Naty, niezła z ciebie loszka.
-Naprawdę?Mam zamiar porozmawiać z nim o tym na tym wyjeździe
-Dobry pomysł.A ty, Violu, nie będziesz się bała jechać z Leonem?
Kiedy usłyszałam to imię od razu coś ukuło moje serce.A przecież to ja, w jakiś sposób skrzywdziłam jego.
-Nie, jakoś to przeżyję.
-No właśnie nie wiemy.
-O ty-przywaliłam Cami poduszką.
-A więc tak się bawimy
Rzuciła we mnie, ale ja zrobiłam unik i dostało się Lu, która także rzuciła, ale tym razem we Fran ona w Naty i tak w kółko.Czyli po prostu dać kobietom pierzynę.
-Ciekawe co robią chłopaki-zastanowiła się Cami opadając na dywan obok mnie.
-Zadzwońmy do nich-zachichotała Ferro.
-Ok, tylko daj na głośno mówiący.
Znalazłam Broadway'a w spisie kontaktów i wykonałam polecenie.Początkowo chciałam zadzwonić do Verdasa, ale powstrzymałam się w miarę szybko.

~Halo?~
~Hejka~
~Hej Broadway, co u was?~
~A nic takiego specjalnego~
~Chuligani!!Wynoście się z mojej posesji bo zawołam STEFANA!~
~Brazylio, co to za staruszka?~zapytała Cami która nie mogła wytrzymać ze śmiechu.Czy ona nazwała go Brazylią?
~Długa historia, po prostu Leon wybrał wyzwanie~
~Ok, to już wam nie przeszkadzamy, a historie dokończycie jutro.Uważajcie na tego Stefana~
Po rozłączeniu wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.

German

Nie mam pojęcia jak powiedzieć Violettcie, że ma ciotkę.Na początku muszę się z nią zaprzyjaźnić, być taki jak ona.Przecież ona nie jest gotowa by tak nagle dowiedzieć się prawdy.Muszę ją w to stopniowo wprowadzić, ale czy dam radę w ogóle jej to wyznać?
-GERMAN!!!!!Pszczółka Maja nie żyje!!!! Co ja teraz zrobię ze swoim życiem?!-krzyknęła zrozpaczona Jade.
-Nie martw się,pooglądamy Gdzie jest Nemo.
Przytuliłem kobietę najmocniej jak się dało.
-Ty zawsze wiesz jak mnie pocieszyć.



Fran

-Dziewczyny, skoro już jesteśmy przy temacie facetów, czy twoje serduszko, Ludmi, nie przestawiło się na Fede?
Na pewno tak, cała zrobiła się czerwona, gdy tylko zadałam to pytanie, ale nie wiem co z Verdasem, przecież miłość to nie kran z wodą, nie można go zakręcać i odkręcać kiedy się chce.A wiem, że blondynka naprawdę miała lekką obsesję na punkcie Meksykanina.
-Sama nie wiem.Może tak może nie, kto to wie?
-Spoko, damy ci spokój, a ty się zastanowisz.
-Ej jest 12 może już czas spać?-zauważyła nagle Viola.
-Tak!Ta wojna na poduszki mnie wykończyła-wymruczała Naty wczołgując się na łóżko Castillo.
-Dobranoc, przyjaciółki.
-Dobranoc.


Następnego dnia

-AAAAAAAAAAAAA!
-Viola, zabije cię!Jak mogłaś wylać na mnie kubeł wody?-warknęłam wściekła i mokra.
-Sorry, ale nic innego nie działało, a za 5 minut mamy być w szkole.
-CO???Za 5 minut??Jakim kurwa cudem?!-usłyszałam głos Ludmiły.
Szybko wstałam,ubrałam się w suche ciuchy i gdy wszystkie byłyśmy gotowe poszłyśmy do studia.Na szczęście Viola nie miała zbyt daleko do szkoły, ale i tak miałyśmy lekkie spóźnienie.Dostałyśmy małe upomnienie i zajęłyśmy miejsca.Cała klasa już czekała.
-Drodzy uczniowie-zaczął Pablo.
-Chyba tani-wtrącił się Gregorio, a dyrektor spiorunował go wzrokiem.
-Niestety, ale zalało salę taneczną-mężczyzna spojrzał znacząco na Verdasa i Pasquarelliego, a my mogłyśmy się jedynie domyślać co zmącili.-Remont chwilę potrwa, więc od dziś macie 2 tygodnie przerwy.Przepraszamy, wiemy, że jest to dopiero początek roku, ale wszystko nadrobimy.
-TAK!!!Nareszcie odpocznę od tych beztalenci, oni nie mają nawet 0,1 mojego talentu-stwierdził, nie pierwszy raz z resztą, nauczyciel tańca.
-Nie słuchajcie go.Możecie już iść-oświadczył, a my radośnie ryknęliśmy piskiem.
-Słuchajcie, skoro mamy przerwę od szkoły pojedziemy w tę góry już dzisiaj?Po co t przeciągać, skoro nie mamy nic do roboty?-zaproponował Maxi.
-Świetny pomysł!-ucieszyła się Camila.
-No to lecimy się pakować-powiedziałam i poszłam do domu szukać walizek.

Violetta

Umówiłam się z Leonem, że przyjedzie po mnie o 17, zapomniałam tylko o jednym, najgorszym.Czy mogę jechać.No cóż, nie mogłam przed tym uciec choć bardzo bym chciała, musiałam to zrobić teraz.
-Tatusiu?-zaczęłam wchodząc do gabinetu ojca.
-Tak, córeczko?
-Czy mogę jechać z przyjaciółmi na tydzień w góry?
-Pewnie, luz, blus i malina czy coś.Bawcie się dobrze.
Serio?Tato, kurka, czegoś ty się naoglądał?
-Dziękuje!Lecę się pakować!
Nie zajęło mi to zbytnio dużo czasu, pakowanie weszło mi już po prostu w krew.Tyle przeprowadzek, to był mój talent.I szczerze nienawidziłam tego talentu.Naprawdę, te ciągłe podróże nie były żadną fajną przygodą.Kojarzyły mi się tylko i wyłącznie z ucieczką przed prawdziwym życiem.

Gdy zeszłam do Leona mało co się nie przewrócił na widok moich walizek.Jego wrok był tak przykro obojętny, chciałam wykrzyczeć mu w oczy to co czuję, ale postanowiłam zrobić to na wyjeździe.
-Czy to wszystko na pewno jest ci potrzebne?-zapytał, a ja przytaknęłam żwawo.-A więc w drogę, trzymaj-dał mi okulary przeciwsłoneczne.
-Ale po co mi one?
-Bo są fajnie i fajnie będziesz w nich wyglądać, ja zresztą też je mam.
-Te same okulary?No cóż, muszę przyznać że jest kozacko.

Otworzył mi drzwi od samochodu i sam wsiadł.Ludzie trochę dziwnie się na nas patrzyli kiedy śpiewaliśmy na cały głos "Ja uwielbiam ją"Nie każdy najwidoczniej zna polskie discopolo tak jak Leon Verdas.Dosyć szybko mnie go nauczył..Dojechaliśmy po 10 minutach.Leon naprawdę jeździł bardzo szybko, ale kiedy wzięłam go za rękę niczego się nie bałam.Kiedy ścisnął moją dłoń mocniej, nie miałam już wątpliwości.
-Chodź nad jezioro, rozpakowywaniem zajmiemy się później-powiedział wychodząc w samochodu i pociągnął mnie w nieznaną mi stronę.Na szczęście wcześniej zarzuciłam pod ubrania strój kąpielowy.

-Leon, musimy porozmawiać-oświadczyłam, kiedy siedzieliśmy na pomoście, chlapiąc stopami w zimnej wodzie.
-Jeżeli chodzi o to co wydarzyło się wczoraj to zapomnij.Nie gniewam się, mam nadzieję, że ty na mnie również.
-To nie tak.Może ty zapomnisz, ale ja nie i choć znamy się kilka dni to czuję jakbym znała cię całe życie, a kiedy mnie pocałowałeś nic innego nie miało znaczenia-powiedziałam i zaczęłam śpiewać.Nigdy wcześniej nie zrobiłam tego przy nim, ale chciałam pokazać mu ten tekst.Wymyśliłam go w nocy, zaraz po wybudzeniu ze snu, oczywiście o nim.
No soy ave para volar
Y en un cuadro no sé pintar
No soy poeta, escultor
Tan sólo soy lo que soy
Las estrellas no sé leer
Y la luna no bajaré
No soy el cielo, ni el sol
Tan sólo soy

Pero hay cosas que sí sé

Ven aquí te mostraré
En tu ojos puedo ver
Lo puedes lograr, prueba imaginar

Podemos pintar colores al alma

Podemos gritar iee eé
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz.

No soy el sol que se pone en el mar

No sé nada que esté por pasar
No soy un príncipe azul
Tan sólo soy

Pero hay cosas que sí sé

Ven aquí te mostraré
En tu ojos puedo ver
Lo puedes lograr (lo puedes lograr...), prueba imaginar

Podemos pintar colores al alma

Podemos gritar yeh
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción

No es el destino

Ni la suerte que vino por mí
Lo imaginamos y la magia te trajo hasta aquí

Podemos pintar colores al alma

Podemos gritar yeey
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción

Podemos pintar colores al alma

Podemos gritar yeh
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz.

I nie wiadomo skąd on zaczął śpiewać tą piosenkę.Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, będąc blisko siebie.Czując oddech drugiej osoby na swoim karku.Nie myśląc o niczym innym, znów liczyliśmy się tylko my.
-Skąd znasz tą piosenkę?-zapytałam po skończeniu.
-Przyśniła mi się.
-Mi też-zaczęłam płakać, nawet nie wiem dlaczego.Pewnie hormony.
-Myślę o tobie każdego ranka, gdy otwieram oczy
Myślę o tobie każdego wieczoru, gdy gaszę światło
Myślę o tobie w każdej chwili, każdego dnia mojego życia
Jesteś cały czas w moich myślach. To prawda.
Kocham cię Violetto.
-Ja ciebie też kocham-wyznałam będąc naprawdę pewna.


*****
Jak myślicie,czy Lu będzie zadowolona kiedy się dowie że leonetta jest razem,czy Naty powie Maxiemu że jest w nim zakochana i czy staruszka zawołała Stefana???

Rozdział 3- Jestem przyrodnią siostrą lali!

Violetta


Obudziłam się w świetnym humorze, a to dlatego że śnił mi się Verdas.Nie do końca rozumiałam dlaczego tak mnie to cieszyło, byłam troszkę przerażona tym faktem, że znam go zaledwie kilka dni, a tak zamącił mi w głowie.Nie mogłam go wyrzucić z myśli.Jego szmaragdowych oczu, które działały hipnotyzująco i jego najpiękniejszego w świecie uśmiechu.Chłopak był starszy o kilka miesięcy, mocno wyższy, o wiele przystojniejszy niż reszta chłopaków których znam i potrafił mnie rozbawić do łez.Tylko tyle o nim wiedziałam, ale wystarczyło mi to, by stał się jedną z bliższych mi osób.Niestety kiedy zeszłam do kuchni humor mi się od razu zepsuł.Była tam Jade.
-Cześć kochaniniutenineńka-przywitała się.
-Witam-powiedziałam chłodno i odeszłam, ale ona poleciała za mną
-Viktoriusiu może chcesz pooglądać pszczółkę Maję, co?Tam jest taki Gucio, no gość jest the best!
-Nie, dzięki, a tak w ogóle jestem Violetta, nie Viktoria!
-Paniusiu staram się być miła, więc nie pyskuj tylko się uśmiechaj!Rozumiesz czy może ci to wytłumaczyć?
Stanęłam jak wryta.Ta sama kobieta która ogląda maję groziła mi?
-To żart??-zapytałam się, a w odpowiedzi kobieta uśmiechnęła się tylko i poszła.Kolejna rzecz, któej nie rozumiałam : kim jest dziewczyna mojego ojca?Naoglądała się jakiś filmów o mafii i teraz świruje, czy naprawdę jest tak fałszywa?
-O, cześć córeczko co tam u ciebie?-wyrwał mnie z rozmyśleń ojciec.
-Nic, myślę.
-Posłuchaj, bo ja właśnie zrobiłem sobie konto na facebooku i chciałem sobie zrobić ''słit focię'' myślisz że w tych okularach wyglądam ncool?-zapytał.Serio?Nie no, ja nie wierzę, z kim ja żyję?
-Tak bardzo fajnie, a teraz mam do ciebie pytanie-zaczęłam, a on pokiwał głową, bym kontynuowała.-Moja koleżanka ma remont, huki, wiercenia, nie można się na niczym skupić, rozumiesz?
-No pewnie, ogarniam.
Czy on powiedział ogarniam?
-A więc czy mogłaby się do nas wprowadzić kilka dni?
-NIE!
-Ale dlaczego?
-Bo nie!-wymamrotał i już chciał odchodzić, ale postanowiłam wyciągnąć asa z rękawa.
-Jak się zgodzisz to...Dodam cię do znajomch na fejsie.
-Hmmm, dobrze, ale musisz polubić moje focie-kryzys wieku średniego włączony.
-Oczywiście!Dziękuję, jesteś najlepszy.
Od razu zadzwoniłam do Lu by jej powiedzieć, że może się wprowadzać!Nie mogłam się doczekać, aż bliżej poznam dziewczynę.Trochę to dziwne, że tak jak Verdasa znam ją króciutko, a już proponuję jej aby się u mnie zatrzymała, ale czuję, że możemy się zaprzyjaźnić.


Po zajęciach.
W resto

Leon


-Ta lekcja była okropna-westchnął Federico.
-Nie mogę się ruszać-narzekał Maxi.
-To źle, ponieważ idziemy śpiewać.
-Coooooo?teraz?
-Tak.All for you musi ćwiczyć!-oznajmiłem i ruszyliśmy na scenę.Sądzę, że Luca powinien załatwić sobie jakiś ochroniarzy, by nam tego zabraniali.
-ALL FOR YOU!-krzyknęliśmy wszyscy i zaśpiewaliśmy piosenkę "Are you ready for the ride".Wyszło nam genialnie, ale ja śpiewałem najlepiej.Kurde, za dużo czasu z Lu!
-Jesteście prawie tak boscy jak ja, tylko że 10 razy mniej.
-Dobry żart, Ludmi-zakpiłem.
-Szkoda, że to nie żart.
-A udowodnisz, że jesteś lepsza?-zapytałem myśląc że odmówi.
-Udowodnię.
-Naprawdę?
-Zdziwiony?Ha, boisz się przegrać!
-Wcale, że nie,Ja się niczego nie boję.Chodźmy na scenę.
-Jaką piosenkę śpiewamy?-dopytała blondynka.
-Jaką chcesz.-niepotrzebnie to powiedziałem,na pewno wybierze coś babskiego.
-Destinada a brillar!
-Okej-no i czemu ja zawsze podejmuje wyzwania???
Weszliśmy na scenę i daliśmy z siebie wszystko.Lu to moja dobra przyjaciółka i uwielbiam z nią śpiewać.Zresztą uważam, że całkiem nieźle nam to wychodzi.Kiedy zeszliśmy wszyscy nam gratulowali.
-Leon, idziesz dziś do mnie na noc.Będzie Maxi, Fede, Brodway ,pogramy, pooglądamy horrory-zaproponował Andres.
-Pewnie!
-A może wy, dziewczyny przyjdziecie do mnie na piżama party?-zapytała Violetta.Ja bym szedł.
-Jasne-krzyknęły dziewczyny.Chętnie bym krzyknął z nimi.Taka nocka z Violettą byłaby ciekawa...
-A macie jakieś plany na weekend?-zapytałem.
-Nie, a co już, Verdas kombinujesz?
-Moi rodzice mają domek w górach, a taki mały wypad by nam nie zaszkodził-zaproponowałem.Ten domek stoi pusty od wielu lat, byłem tam z rodzicami może dwa razy w życiu.Chętnie bym go odwiedził, można by było tam urządzić niezłą bibę.
-Ja się piszę!
-Ja też!
-Ja również.
-I ja!
-No i ja!
-Nie zapomnijcie o mnie.
-I o mnie
-Czyli wszyscy?
-Tak-odpowiedzieli chórem.
-A czym tam pojedziemy?
-Ja was zawiozę!-oświadczyłem uradowany.
-Lepiej nie-skwitował szybko Broadway.
-Dlaczego nie?-zapytała Castillo.
-Bo on jest na miejscu w 10 minut chociaż powinno się jechać 2 godz.
-Ja też mam prawko-powiedział Fede.-Ale zmieści się tylko 7 osób.
-Czyli np. Fran, Cami, Lu, Andres, Maxi i Brodway, plus kierowca.
-A więc ja i Viola pojedziemy razem!
-Ale ja wolałabym jeszcze troszkę pożyć-zaśmiała się brunetka.
-Nic nie obiecuję!

Nocka u Andresa

-Andres ile razy mam ci tłumaczyć że kucyki My little pony nie istnieją, a ziemią nie zawładną teletubisie?!Ty jesteś chory, ty się lecz na głowę, pojebie!
-A może twierdzisz tek bo sam jesteś teletubisiem!!Wiedziałem, że nie można ci wierzyć, Leon.
-Nieważne...
-Czyli poddajesz się! Ja wielki Andres pokonałem rasę teletubisiów!!Będą o mnie czytać w książkach!!
-Idę po jakieś żarcie, a wy uspokujcie Andresa-westchnąłem.Narzuciłem tylko kurtkę i wyparowałem z domu kumpla.Świeże powietrze dobrze mi zrobiło, zawsze przyda się odpoczynek od idioty.
Kiedy byłem już przed sklepem zauważyłem Violę idącą do tego samego budynku.
-Witam panią.
-Witam pana.Co tam porabiacie?
-Lepiej nie pytaj.Andres uważa mnie za teletubisia.
-Teletubisia powiadasz?Szkoda, że nim nie jesteś, one są bardzo intrygujące...-wyszeptała.Czy ona właśnie zaczęła ze mną flirtować?
-A obiecasz że nikomu nie zdradzisz mojego sekretu?-wymruczałem.
-Obiecuję.
-Więc słuchaj uważnie, jestem przyrodnią siostrą lali.
-Oh... Jaki ty jesteś tajemniczy...-szatynka starała się utrzymać powagę, ale po chwili wybuchnęła śmiechem.
-Chodź za mną a pokaże ci swą bazę.
Wziąłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą .Sam nie wiedziałem co robię, to był impuls.Zaciągnąłem ją do parku i stanąłem przed krzakami.
-Twoją bazą są drzewa?-wyśmiała mnie ponownie.
-Nie drzewa, lecz to co za nimi-objąłem ją ramieniem i weszliśmy w głąb drzew.
-Jak tu pięknie!-zachwyciła się widząc małą ławeczkę nad jeziorkiem.Takie zwykłe miejsce, ale miało swoją magię.Urzekło mnie od kiedy tylko je odkryłem.Opłacało się jednak chodzić po krzakach.
-Skąd znasz to miejsce?-zapytała.
-Jak byłem młodszy często błąkałem się po parkach z Federico.Raz wykopałem tam piłkę i musieliśmy jej szukać.Zajęło nam to kilka godzin, ale znalezienie jej bardzo się opłacało.Odkryliśmy ten zakątek i spędzaliśmy tu mnóstwo czasu.
-Opowiedz mi o sobie coś więcej-poprosiła.
-A co chcesz wiedzieć?-zapytałem, patrząc w jej oczy.Były takie cudowne.Podobało mi się w niej wszystko.Nie tylko dlatego, że była piękna.Sposób w jaki mówiła, poruszała się, co myślała, to wszystko intrygowało mnie.Pragnąłem tylko poznać jej tajemnice i widywać ją codziennie.
-To co teraz czujesz.
-Nie pytaj tylko zamknij oczy-poprosiłem, a ona grzecznie mnie posłuchała.
Pocałowałem ją.Tak po prostu.Bez większego zastanawiania, czy myślenia.Czułem, że to co robię jest słuszne.Zrozumiałem, że muszę zakosztować jej pełnych ust, które nie dawały mi spokoju.Zrozumiałem, że to było to czego pragnąłem.Ostatnio nie przestawałem o niej myśleć i wiedziałem, że to nie jest zwykła relacja.
-To jest to co czuję-wyszeptałem.


Pocałowałem ją, nie dawało mi to spokoju.Ta chwila mogła się nie kończyć, byłem szczęśliwy.Naprawdę szczęśliwy.To tak jakbym żył w szarym świecie, a ona przyszła i po prostu go pokolorowała.Całowałem wiele dziewczyn, czasami nie wiedziałem nawet do końca jak miały na nazwisko.Przy żadnej z nich jednak nie poczułem, że mógłbym to robić do końca życia, że to może być moją pasją.
-Dla innych jesteś zwykłym człowiekiem którego mija się na ulicy, dla mnie jesteś radością, całym moim światem i nadzieją na lepsze jutro, a wiem to, bo kiedy spotkasz tą osobę z którą chcesz przeżyć resztę dni to marzysz o tym by te dni już nadeszły a ja tak mam.Kocham cię Violu-wyznałem.

Violetta


Nie wierzyłam, że zrobił to.Ale, jak to...Ja mu się podobam?O co chodzi?Szkoda tylko, że to szczęście nie będzie trwać wiecznie.Czekaj, czekaj co on powiedział?Czy ja dobrze rozumiem, że on mnie kocha?Nie to niemożliwe!Nie zasługuję na kogoś takiego...A może on tylko chce się mną pobawić?Nie!On na pewno by mi tego nie zrobił.Byłam tak szczęśliwa, że nie potrafiłam wypowiedzieć ani jednego słowa.Jednak bałam się, że to za szybko.Czy można zakochać się w kimś tak prędko?Od zawsze marzyłam, że odnajdę kogoś takiego, ale nie wiedziałam, że ten ktoś będzie taki fantastyczny, a jak on świetnie całuje, to tak jakby nutka brutalności ze szczyptą delikatności połączone w jedność.To było naprawdę wspaniałe, ale to przecież nie mogła być miłość.Czy tak głębokie uczucie rodzi się tak nagle?Nawet nie poznaliśmy się zbytnio dobrze.
-Viola?-dobiegł mnie głos Leona.
Byłam tak oszołomiona tym pocałunkiem, że nie mogłam wydusić nawet słowa, ale to było spowodowane szokiem.Może nawet przyjemnym szokiem.
-Rozumiem-powiedział smutno.-Pośpieszyłem się, najlepiej będzie jak zapomnisz, wymażesz to sobie z pamięci.Zapomnij że to w ogóle się wydarzyło.Niech będzie tak jak było-ostwierdził to tak jakby wbito mu nóż w serce i odszedł.
-Nie! Leon!-krzyczałam na próżno, choć nawet nie byłam pewna, czy z mojego gardła wydobywał się jakikolwiek dźwięk.W moim mózgu panował chaos.To było za dużo jak na jeden dzień.Wyznanie miłości, pierwszy pocałunek, a na dodatek nawet nie odezwałam się do niego ani słowem.
-Wróć!Leon...Nie zostawiaj mnie-szeptałam do siebie, powtarzając to jak zaklęcie.
Po chwili rozpaczania i rozżalania nad samą sobą usłyszałam dzwonek telefonu.
-Halo?
-Tak, Fran?
-Gdzie ty jesteś?!Wszystkie się o ciebie martwimy!
-Stoję w kolejce.Jest naprawdę długa-skłamałam
-Masz dziwny głos, coś się nie stało?
-Nie, wydaje ci się.Już wracam.

sobota, 20 września 2014

Rozdział 2-Jestem ładniejszy od Pattinsona!

German


Właśnie szedłem do jadalni na śniadanie, kiedy zatrzymał mnie krzyk Olgi.
Czyżby ta kobieta znowu coś wykombinowała?Kiedyś doprowadzi mnie do szaleństwa.
-Panie Germanie musimy porozmawiać!
-Dobrze Olgo, później-odparłem spokojnie, próbując szybko ją zbyć.
-Nie później tylko natychmiastowo!Pięć minut temu była tutaj Angie!
-Ale kto to jest?Olgo, chciałbym już zjeść, porozmawiamy po śniadaniu.Oczywiście je przygotowałaś, prawda?-zapytałem unosząc brew.
Naprawdę uwielbiam Olgę, ale czasami przesadza, niepotrzebnie robi afery i zawraca głowę z byle powodów.
-Czy pan udaje?Angie, siostra Marii!-kobieta ponownie krzyknęła, a ja z przerażenia wyplułem kawę prosto na moją jasną koszulę.Szkoda, dobra ta kawa była.
-Mówmy ciszej.Violetta nie może się o tym dowiedzieć-szepnąłem próbując wytrzeć błękitny materiał.
Naprawdę nie chciałbym, aby Violetta dowiedziała się o istnieniu Angie.Wiem, że przeszłość sprawia ból jaki pozostawiła po sobie moja żona.Umarła zbyt wcześnie, nie zasługiwała na to, ale Viola nie może wracać do tych wspomnień.
-O czym nie mogę się dowiedzieć?-dobiegł mnie głos córki.
Super!Teraz mam przerąbane.Dlaczego ona schodzi zawsze w takich momentach, ale jak przyszła koleżanka Olgi, która mnie mało co nie udusiła to nigdy jej nie było!
-O niczym kochanie, przesłyszałaś się.
-Nie wydaje mi się.Olgo, coś się tu dzieje?
-Yy...Ramallo mnie woła, już idę!-no to pięknie, gosposia uciekła, czyli zostałem sam na polu bitwy.Wziąłem głęboki wdech i starałem poukładać sobie w głowie jak powinny brzmieć te słowa.
-Naprawdę kochanie, coś ci się zdawało.
-Ach, dobrze-westchnęła troszkę nieufnie i popatrzyła na mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Prawie zapomniałem, dzisiaj przychodzi do nas na kolację moja dziewczyna, Jade-zmieniłem szybko temat.
-Może przeżyję-uśmiechnęła się niemrawo szatynka.
-Na pewno się polubicie, a teraz zmykaj do szkoły.
Dziewczyna jeszcze chwilkę pokrzątała się po salonie aż w końcu wzięła torbę i wyszła z domu.
-Pa!-rzuciła jeszcze na pożegnanie i nareszcie poszła, więc mogłem porozmawiać z Olgą
-Do mojego gabinetu proszę-poinformowałem gosposię.

Violetta

Wiedziałam, że ojciec coś ukrywa i postanowiłam, że dowiem się tego, ale w swoim czasie.Wygonił mnie tak szybko, że nawet nie zdążyłam zjeść śniadania, więc wzięłam sobie do ręki kanapkę i wyszłam z domu.Od razu po wyjściu z domu usłyszałam znajomy głos.Tak czuły głos mógł należeć do tylko jednej osoby.
-Cześć.
Gdy tylko usłyszałam to jedno, całkowicie zwyczajne słowo, po moim karku przeszły ciarki.
-Leon?
-Nie poznajesz mnie?-zapytał z lekkim oburzeniem w głosie.
-Oczywiście że poznaje!Po prostu mnie zaskoczyłeś.Po co tu przyszedłeś?
-Przyszedłem po ciebie, aby pójść razem do szkoły, ale jeżeli nie chcesz to ok...-odwrócił się i już chciał iść, ale mu na to nie pozwoliłam.
-Oczywiście, że chcę!-odwrócił się i złożył napięcie ręce na klatce piersiowej.Przez chwilkę zastanawiałam się czy właśnie nie zrobiłam z siebie kretynki.Nie musiałam być aż tak nachalna.Jednak przecież to on sam to zaproponował.
-Dobrze, ale najpierw musisz mnie przekonać bym z tobą poszedł-popatrzyłam na niego zdziwiona i lekko uniosłam lewą brew co wyglądało komicznie.Nie rozumiałam o co mu chodziło, najpierw sam przychodzi, potem każe się przekonywać...Dość dziwne zachowanie.
-Ale jak to...
-Co masz mi do zaoferowania?Tak za darmo nigdzie nie idę-oznajmił i uśmiechnął się tryumfalnie.
-Hm... Wata cukrowa?
-Bingo!
-A więc chodźmy.
Kilka minut błądziliśmy w poszukiwaniu budki.Niezbyt pamiętałam to miasto, więc Leon po drodze tłumaczył mi gdzie co się znajduje i w jakie okolice lepiej nie wchodzić.To było bardzo miłe z jego strony.Na dodatek był na tyle uprzejmy, by po małych poszukiwaniach kupić mi największą watę z możliwych.
-Popatrz tam-powiedział, a ja odwróciłam wzrok.Nagle poczułam że tracę grunt pod nogami i znalazłam się na rękach Verdasa.
-Co ty odwalasz?
-Pamiętasz jak mówiłaś że Pattinson jest ładniejszy ode mnie?
-Tak, to było wczoraj.
-No widzisz, ja też pamiętam i muszę się zemścić..-wymruczał wprost do mojego ucha, a po moim ciele przeszły ciarki.Dlaczego on tak na mnie działał?
-I tą zemstą ma być noszenie mnie?Sorka Leoś, ale marny z ciebie złoczyńca-zakpiłam.
On nagle staną i zorientowałam się, że trzymał mnie nad fontanną
-Leon co ty kombinujesz i co ma z tym wspólnego Robert Pattinson?!
-To, że ja jestem ładniejszy, a ty to przyznasz, a jak nie to cię wrzucę do fontanny!
-Szantaż?
-Być może...No to jak?Przyznaj tylko, że jestem ładniejszy.Nic trudnego.
-Przepraszam, ja jestem katoliczką, nie chce zgrzeszyć kłamstwem.
-Oj Violka, Violka, zaraz trochę zmokniesz.Lepiej powtarzaj za mną : Leon Verdas.
-Leon Verdas
-Jest najprzystojniejszy na całym świecie
-Jest najidiotyczniejszy na całym świecie-gdy to usłyszał zaczął mnie puszczać.
-To znaczy najprzystojniejszy
-Najlepszy
-I najskromniejszy...-teraz mnie puścił.
-LEON!-krzyknęłam wściekła.-Masz mi natychmiast pomóc wstać!
-OKE-nie zdążył dokończyć ponieważ pociągnęłam go za rękę i wylądował obok mnie.Później goniliśmy się jak małe dzieci co sprawiło że ludzie gapili się na nas jak na idiotów, ale mieliśmy z tego niezły ubaw.Czułam się jakby nagle cała presja nakładana przez ojca tak po prostu spadła i nigdy nie istniała.
-Jestem ładniejszy od Patinsona!
-Przepraszam,jestem psychiatrą, to moja wizytówka, proszę zadzwonić i umówimy się na pierwszą wizytę,czy piątek by panu odpowiadał?-zaoferował jakiś mężczyzna podchodząc do Verdasa, a ja leżałam na podłodze i śmiałam się w niebo głosy.
-Może pan przyjść z dziewczyną, jej też chętnie pomogę.
-Nie dziękuje jak na razie jestem prawie zdrowy psychicznie, ale może zna pan jakiegoś okulistę, bo moja przyjaciółka jest chyba ślepa, no bo niech pan się przyjrzy mi dokładnie,teraz myśli sobie pewnie pan że nie widział nikogo przystojniejszego-zwijałam się ze śmiechu,on jest niemożliwy.
-Lepiej by pan zachował tą wizytówkę, do widzenia.
Popatrzyliśmy z Leonem na siebie i po chwili wybuchnęliśmy śmiechem, ale ja nadal byłam zachwycona tym co powiedział ten psychiatra ''Może pan przyjść z dziewczyną''.To tak pięknie brzmi.Kiedy weszliśmy do studia wszyscy zaczęli się na nas patrzeć.Od razu podbiegła do mnie Francesca i zaciągnęła mnie do sali tanecznej.Nawet nie zdążyłam się pożegnać z Leonem, więc byłam lekko podirytowana.W końcu powinnam mu jeszcze podziękować za odprowadzenie.
-Co ty robiłaś z Verdasem, przecież nawet się nie znacie!
-Wczoraj się poznaliśmy, a dzisiaj przyszedł i okazało się, że straszny z niego szantażysta!Wrzucił do fontanny, ja jego, dostaliśmy wizytówkę od psychiatry, czyli po prostu mnie podprowadził-powiedziałam na jednym wdechu.
-Viola, nie tak szybko, zwolnij.Skąd on w ogóle wie gdzie mieszkasz?
-No bo wczoraj mnie odprowadził.
-Okej,okej trochę kumam ale wiedz że zadarłaś z Ludmiłą.
-Dlaczego?-super czyli już nowy wróg.
-Ludmiła jest strasznie zakochana w Leonie, a wiem o tym tylko ja no i teraz ty.O cholera!Jak się wygadasz to ona mnie zabije, no ale nieważne, chodzi o to że jest w nim na maxa zakochana, a on idiota tego nie widzi-westchnęła Włoszka.Nie przyszło jej do głowy, że on może nie chce tego widzieć?
-Czyli niespełniona miłość.Ale dlaczego uważasz że z nią zadarłam?
-Ludmi jest bardzo fajna, ale jeżeli chodzi o Verdasa to robi się strasznie zazdrosna, a z zazdrości można zrobić wiele, więc uważaj.
-Nadal nie ogarniam!Przecież ja nie jestem z nim.On tylko ze mną szedł.Ty nigdy nie żartowałaś z jakimś chłopakiem?Przecież nie robiliśmy nic złego-zaczęłam się bronić, w sumie nie mam pojęcia dlaczego.
-Ja to wiem, ty to wiesz ale ona tego nie wie więc módl się by was nie widziała.
-A ty?Kim dla ciebie jest Verdas?-oby nie kimś więcej,oby nie kimś więcej...
-Przyjacielem.-odparła Włoszka
-Ok, a teraz chodź bo zajęcia zaczynają się za 5 minut.
W sali czekała na nas już cała klasa i nauczyciele
-Witajcie uczniowie w nowym roku szkolnym!W tym roku dołączą do was:Violetta,Diego,Marco,Brodway i Nina.
-Diego???!!!!-krzyknęli Leon i chyba Federico.

Federico

-Diego?!
Nie to nie możliwe,co on tu robi?Dlaczego on zawsze musi nas dręczyć?Ah...Dobrze, że przynajmniej nie przyjechał z tym swoim przyjacielem.Ja i Leon nienawidzimy go odkąd skończyliśmy 7 lat. Zauważyłem że Verdas i Dominguez już mieli się bić, ale na szczęście Maxi i ten nowy, chyba Marco ich odciągnęli.A szkoda, chętnie bym zatopił  pięść w policzku tego leszcza.
-Czego tu szukasz?-powiedziałem do rywala.
-Taki głupi jesteś?Będę się tu uczyć, a wy idioci będziecie tu ze mną codziennie, miło co nie?
-CO??Będę cie musiał widzieć codziennie?-wtrącił się Leon
-Chłopaki, koniec tej awantury, a teraz wracajcie do domu, dziś nie ma zajęć.
Ta wiadomość sprawiła, że trochę ochłonęliśmy wiadomością o Diego.Postanowiliśmy zgodnie, że pójdziemy do resto, z nadzieją, że Luca nas wpuści.Na szczęście Włoch nie sprzeciwiał się zbytnio i zajęliśmy nasze ulubione miejsca.
-O co chodzi wam z tym Diego?-spytała chyba Violetta.
-Pomyśl sobie że ktoś wlewa ci do szamponu klej, całuję się z twoją dziewczyną, zwala wszystko na ciebie i na dodatek kradnie ci żel do włosów.Dobra, może całować byłą, ale żel?!Podłe...
-A wy co mu zrobiliście?
-Niiiccc-powiedział speszony Leon.
-Lepiej zapytaj ile razy wylądowaliśmy przez to na komisariacie-poprawiła Cami.
-Oj, wcale nie tak dużo.Tak z sześć,siedem razy nie więcej.
-ILE??-prawie oczy wyszły szatynce ze zdziwienia.
-Dobra koniec tego tematu, nawet nie chcę słyszeć tego imienia, a właśnie co z tym remontem u ciebie, Lu??-zagadał Leon.
-Szkoda gadać, huki, wiercenia, spać nie można, a na dodatek wszędzie śmierdzi farbą, nie wiem czy zniosę jeszcze 2 tygodnie.
-A więc może zamieszkasz u mnie przez te 2 tygodnie, lepiej byśmy się poznały, a mam wolny pokój gościnny-zaproponowała Viola lecz nie wiem czy to dobry pomysł.
-Nie chce ci robić kłopotu
-Ale to żaden problem!
-Naprawdę?Z miłą chęcią, ale czy twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko???
-Jakoś przekonam ojca.
-A twoja mama?
-Niestety ona umarła.
-Przepraszam, nie powinnam-powiedziała przygnębiona Lu i spuściła wzrok.
-Nic się nie stało przecież nie wiedziałaś.
-Dobra, my tu gadka szmatka, a co z naszą kapelą?-zapytałem.
-No właśnie,może ty Broadway byś do nas dołączył?-zapytał Leon
-Pewnie!!A jak się nazywa??
-No właśnie... nie ma nazwy, zawsze gdy rozpoczynamy ten temat kończy się kłótnią-odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Sorry, ale to nie moja wina, że nie chce by zespół nazywał się pluszowe misie-teletubisie.
-wszyscy wybuchli śmiechem.
-A kto jest za tą nazwą?
-Andres i Leon.
-Leon?Ty?
-To taka głupia obietnica sprzed lat, inaczej złamałbym honor.
-A druga propozycja nazwy to?-spytał Brodway
-All for you.
-Czyli Andres, Leon i pluszowe misie-teletubisie przeciwko Maxiemu,Fede i all for you.Chyba będę za 2 opcją-wszyscy odetchnęli oprócz Andresa.
-Ale na misie poleci każda dziewczyna.- zapewniał nas Andres.

Violetta
Po udanym dniu wróciłam do domu, ale dręczyło mnie zachowanie mojego ojca, był taki tajemniczy,wiem że coś ukrywał.No właśnie ojciec, zapomniałam zapytać się go czy Lu może z nami zamieszkać.Czuję, że jutro będzie awantura.A o dziewczynie taty lepiej nie wspominać.Jej  IQ jest równe 0 .Szczeniaczek jest mądrzejszy.Najdziwniejsze jest to że ogląda pszczółkę Maje i cały czas nuci jej czołówkę.Szkoda słów.Nagle usłyszałam dźwięk sms'a.
-Słodkich snów psycholko.Leon.
-Dobranoc,miłych snów w psychiatryku :).Violetta.
Umyłam się,zjadłam kolację i poszłam spać, ciągle mając w głowie to jak nazwał mnie psycholką.Słodkie.
****
Rozdział taki o.Proszę komentujcie.Czy ktoś to w ogóle czyta, jeśli tak to mam nadzieję że się podoba :)

piątek, 19 września 2014

Rozdział 1-Kto to?

Uwaga : Kochani, piszę tu do was z przyszłości.Tak, jest dokładnie 10.05.2016.Chcę wam przekazać, że pierwsze rozdziały pisałam gdy byłam jeszcze w podstawówce i są ona naprawdę złe, ale w kolejnych będzie dużo lepiej!Nie zniechęcajcie się więc tym koszmarem, od rozdziałów 25+ naprawdę SPORO się poprawi :) 

 

Violetta


Nareszcie w rodzinnym mieście.Długo wyczekiwałam tego dnia.Może teraz moje życie się zmieni?Może teraz wreszcie będę sobą?Zbyt długo czekałam by poznać prawdziwą siebie.W końcu mam okazję, by przestać być dzieckiem.Tutaj w Buenos Aires wszystko wydaje się inne i choć widziałam to miasto jedynie spoza szyby auta mojego ojca, i tak mnie zauroczyło.
Dopiero co weszliśmy do domu, wszystko wydawało mi się tak znajome, a zarazem tak odległe.Miałam nadzieję, że ten dom obudzi we mnie wspomnienia związane z mamą, ale myliłam się, umarła zbyt dawno, bym mogła cokolwiek pamiętać.Jedyne co mi po niej zostało to zdjęcie, które trzymam w moim fioletowym pamiętniku, jedynym przyjacielu do którego mam zaufanie.Już pogodziłam się z odejściem rodzicielki, ale czasem wciąż czuję w sercu pustkę.
Dom był naprawdę piękny!Duży, nowoczesny, ale bez przesady.Mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze.Ściany tonęły tam w odcieniach fioletowego i różu, a meble były białe.Podłoga pokryta była włochatym dywanem, który pokochałam od pierwszego wejrzenia.Pomieszczenie spodobało mi się, choć tato mógł darować sobie tyle różu.Na dodatek miałam własną łazienkę, co bardzo mi się spodobało.Jednak najbardziej urzekło mnie moje mięciutkie łóżko, na przeciwko którego znajdowała się toaletka.Podeszłam do niej i przejrzałam się w lustrze.Zobaczyłam tam niby tą samą dziewczynę.Brązowe, lekko rozjaśniane włosy, drobną postawę i brązowe oczy.Jednak zmienił się mój uśmiech, był naprawdę szczery.

******

-Tato mogę iść się przejść?-zapytałam schodząc po schodach.Z okna miałam cudny widok na Buenos Aires, jednak wolałabym zobaczyć coś spoza obszaru, który dostrzec pozwalało mi szkło.
-Tak, oczywiście córeczko. Ramallo idź z Violettą-zwrócił się do asystenta.
-Nie mam pięciu lat i chyba mogę iść sama na spacer?-spytałam ironicznie i wyszłam z domu.
Na całe szczęście Ramallo zatrzymał mojego ojca tłumacząc mu, że jestem już prawie dorosła i nic mi się nie stanie, gdy pobędę troszkę na świeżym powietrzu.
Szłam sobie alejkami i podziwiałam piękno każdego zakamarku.W pewnym momencie tak się zagapiłam, aż wpadłam na pewną dziewczynę.
-Przepraszam, nie zauważyłam cię-powiedziałam spuszczając wzrok.
-Nic się nie stało.Jestem Fran-odrzekła wesoło podając mi rękę.
-Miło mi, jestem Violetta.
-Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam.Do jakiej szkoły chodzisz?-zapytała czarnowłosa.Na oko mogłam stwierdzić, że była w moim wieku.
-Dziś tu przyleciałam i zapisałam się na egzaminy wstępne do Studio on Beat.
-Czyli będziemy chodzić do jednej szkoły!-pisnęła triumfalnie.
-Jeżeli się dostanę...Poczekaj, poczekaj.Chodzisz do studia?
-Tak, chodź to oprowadzę cię po szkole, pewnie jej nie widziałaś-złapała mnie za rękę i ruszyłyśmy do wysokiego budynku.Gdy tam weszłam od razu zaświeciły mi się oczy.Byłam zachwycona! Ta szkoła była świetna!Ludzie śpiewali, tańczyli i robili to co kochają z pasją.Od tego momentu wiedziałam, że nie mogę z tego zrezygnować.
Nagle do Fran podbiegła jakaś rudowłosa dziewczyna i chłopak w czapeczce.
-To są Cami i Maxi-przedstawiła Francesca.
-Cześć, jestem Violetta.
-Cześć Violu .Będziesz się tu uczyła?-zapytała 
-Ale ty mądra Cami, po co by tu przychodziła skoro nie ma zamiaru się tu uczyć?-odparł raper za co dostał z łokcia w brzuch.
-Zamknij się Maxi!-krzyknęła ruda.
-Jak zwykle milusia...-westchnął chłopak uśmiechając się do przyjaciółki.Oprowadzili mnie po szkole i pokazali wszystki sale.Opowiedzieli mi też troszkę o nauczycielach i o sobie.Byli naprawdę mili, chociaż widzieliśmy się pierwszy raz zachowywaliśmy się jakbyśmy się znali od dawna.
-A to kto?-zapytałam dy tylko ujrzałam te oczy, te dołeczki, ten uśmiech, tę fryzurę, tę klatę...
-Ziemia do Violi!-wrzasnęła Fran prosto do mojego ucha
-Kolejnej spodobał się Verdas?Jezu, co wy z nim macie?-zapytał Maxi.
-Wspominałam już żebyś się zamknął? -ruda znów zaczęła kłócić się z chłopakiem.
-Nie rób sobie nadziei.Każda laska na niego leci.To Leon Verdas, chodzi z nami do klasy.Może mam cię przedstawić?-zapytała Fran śmiesznie gestykulując rękami.Lekko się zaśmiałam, a ona zmarszczyła czoło.Odmówiłam jej grzecznie i powróciłyśmy do rozmowy o ulubionej muzyce.
Nagle zadzwonił mój Tatuś, oczywiście kazał mi wracać do domu, ale cóż, wolałam nie kłócić się z nim już pierwszego dnia.Pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam do domu.Gdy tak szłam poczułam jak ktoś mnie zatrzymuję i obraca w swoją stronę.


Leon:

Na korytarzu ujrzałem piękną dziewczynę.Rozmawiała z Maxim, Camilą i Fran.Nie mogłem przestać się na nią gapić, ale kiedy ogarnąłem się że nie ma jej od 2 minut to od razu wybiegłem.Nie wiedziałem dlaczego, po prostu chciałem ją zobaczyć jeszcze raz.Na całe szczęście dostrzegłem ją i po chwili odwróciłem w swoją stronę.Oniemiałem.Staliśmy w milczeniu wpatrzeni w siebie jak w obrazek.Gdy zobaczyłem jej oczy świat przestał istnieć a czas się zatrzymał, dopiero po kilku sekundach wyrwany z transu odezwałem się
-Cześć, jestem Leon Verdas, przepraszam że cię tak zaczepiłem ale....-podrapałem się po głowie.Pierwszy raz nie wiedziałem co powiedzieć.Byłem bardzo zdenerwowany, rzadko mi się to zdarzało.Zwykle flirtowanie z dziewczynami szło mi -skromnie mówiąc- genialnie.
-Nieważne, jestem Violetta-uśmiechnęła się nieśmiało.
-Piękne imię dla pięknej pani.
Boże, Leon.Lepszego tekstu nie miałeś?
-Dziękuję-wybełkotała i przykryła rumieńce włosami. 
-Nie masz czego ukrywać, w różu ci do twarzy.
-No i widzisz co robisz?-pokazała na swoje policzki-przez ciebie się rumienię.
-I o to mi chodziło.Mógłbym cię odprowadzić?-zapytałem z uwodzicielskim uśmiechem.Tak, byłem nachalny, ale odczuwałem silną chęć spędzenia z nią jeszcze kilku minut.Zaciekawiła mnie.
-Niech pomyślę...Raczej nie!Może innym razem-zaśmiała się szatynka.
-Ej to nie fair-zrobiłem minę szczeniaczka.
-To też jest nie fair!
-Ale co?
-Ta mina..Ach no dobrze, tylko się droczyłam.
Później całą drogę się śmialiśmy i wygłupialiśmy.Ogólnie bardzo dobrze się czułem w jej towarzystwie i miałem nadzieję, że jeszcze się spotkamy.Początkowy stres bezpowrotnie minął i mogliśmy swobodnie rozmawiać.Okazało się, że brązowooka zdaje do studia.Byłoby wprost cudownie gdyby jej się udało.Niestety nie udało mi się jej namówić by coś mi zaśpiewała, ale obiecałem sobie, że jeszcze ją nakłonię.W końcu jeżeli chce być w naszej szkole nie może bać się występować.
-To tutaj-powiedziała smutnie.-Ale może chcesz zostać na kolację?
-Bardzo bym chciał, ale nie mogę.Za to zrobię coś innego
-Co?-zapytała niepewnie
-Muszę cię poprosić o coś ważnego a mianowicie o to czy dasz mi na minutkę swój telefon?
-Tak, jasne-byłem zdziwiony tą reakcją, najpierw tak jakby się ucieszyła, była trochę przestraszona, a gdy usłyszała że chce jej telefon troszkę posmutniała.Weź tu zrozum mężczyzno kobiety.No mission impossible normalnie.
-Proszę, masz mój numer telefonu i jak coś to dzwoń.-puściłem jej oczko i poszedłem do domu.Byłem już tak zmęczony, że od razu poszedłem spać z nadzieją że chociaż Violetta chociaż troszkę mnie polubiła.


Violetta

Po pożegnaniu z Leonem wślizgnęłam się, na całe szczęście niezauważona przez tatę i od razu poszłam do łóżka myśląc o Verdasie.To tylko jedno spotkanie, a tak namieszał mi w głowie.Pierwszy raz poczułam te motylki w brzuchu a kiedy go zobaczyłam od razu pociły mi się ręce, pierwszy raz poczułam się tak dziwnie.Nie, nie, to niemożliwe bym po pierwszym spotkaniu poczuła do niego coś więcej, chociaż...Sama już nie wiedziałam, ale to na pewno coś głębszego niż relacje kolega-koleżanka, ale on na pewno ma dziewczynę, a z resztą Fran mówiła mi żebym nawet o nim nie myślała, ale niestety o nim nie da się nie myśleć, on zawładnął moim umysłem i aż boje się pomyśleć co będzie przy następnych spotkaniach, ale mam tylko nadzieję że on mnie przynajmniej lubi.Z taką myślą zasnęłam śniąc ciągle o Leonie.


***
Rozdział 1 lalalalalalala ale się cieszę.Nie martwcie się będą też inne postacie, ale na razie chcę rozkręcić akcję lecz już w next  będzie Ludmiła, Fede ....
Komentujcie plis!